Prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu © Remigiusz Grudzień
Segregacja to dopiero początek
Społeczeństwo jest już wyedukowane w kwestii dbałości o środowisko, chce też segregować odpady. Ale trzeba pamiętać, że to ekonomia rządzi światem. Sam fakt posortowania śmieci nie oznacza jeszcze, że trafią one do recyklingu - po drodze są koszty transportu, potem sortowania i znowu koszty transportu - tym razem do miejsca przetwarzania. W przypadku lekkiej frakcji opakowaniowej koszty te są bardzo wysokie, bo wozi się powietrze.
Organizacje odzysku wydały 700 mln zł na system potwierdzenia recyklingu, stając się przy tym tylko pośrednikami między przedsiębiorcą a recyklerem. Jeśli z kolei zsumowalibyśmy kwoty wydane przez zakłady recyklingu (huty szkła, papiernie) na zakup odpadów do swojej produkcji, to okazałoby się, że jest to kilkadziesiąt razy więcej niż przeznaczył przemysł na wypełnienie swojego obowiązku recyklingu. Cena dokumentu potwierdzającego recykling (DPR) waha się pomiędzy 3 a 8 zł za tonę makulatury, a papiernia skupuje makulaturę w cenie 200-400 zł za tonę. Jeszcze wyższa dysproporcja występuje w przypadku tworzyw sztucznych, których średnia cena wynosi 800 zł za tonę.
Za mała rola producentów
Systemy istniejące w wielu krajach UE polegają na obowiązku „posprzątania” po sobie, czyli stworzeniu systemu zbierania odpadów po swoich produktach lub pokryciu kosztów tych obowiązków. Utworzony system sprowadzono w Polsce tylko do wykazania się osiągniętym (bardzo niskim) poziomem recyklingu i sankcji karnej za brak jego realizacji. Uzyskanie poziomu recyklingu na podstawie dokumentu potwierdzającego recykling nie jest jednoznaczne z rozszerzoną odpowiedzialnością przemysłu za odpady powstające po wytworzonych przez niego produktach.
Ramowa Dyrektywa 98/2008/WE o odpadach, która została wdrożona z czteroletnim opóźnieniem do prawa polskiego, wprowadza wiele zmian w postępowaniu z odpadami. Jedną z głównych zmian jest hierarchia postępowania z odpadami, jak również nowe pojęcie - cykl życia produktu. Pojęcie to jest rozpropagowane w zachodnich firmach, które już na etapie planowania myślą o takim opakowaniu, które będzie sprawiać minimum problemów w okresie produkcji, a jako odpad stanie się łatwym surowcem do recyklingu.
Pomimo nowej ustawy o odpadach oraz o opakowaniach i odpadach opakowaniowych, założenia systemowe w Polsce nie zmieniły się od blisko 15 lat, chociaż zmieniło się podejście do odpadu (nie należy go unieszkodliwiać, ale poddać recyklingowi).
W nowo utworzonym systemie obowiązkiem selektywnej zbiórki resort środowiska obciążył gminę - to ona jest odpowiedzialna za poziomy recyklingu. Mieszkańcy mają obowiązek sortowania odpadów, a odbierający przedsiębiorca nie może ich mieszać z innymi odpadami, nie może też ich składować. Ma obowiązek przekazania ich do recyklingu i z odzyskanej masy musi sporządzić sprawozdanie do gminy. Tymczasem producenci lub reprezentujące ich organizacje dalej będą kupowali DPR za parę groszy.
Przy tworzeniu starego i nowego systemu zapomniano o systemie finansowania, czyli o wprowadzeniu zasady „zanieczyszczający płaci” (o takim sposobie finansowania mówi wspomniana dyrektywa 98/2008).
Brak systemu kaucji
Ogólny bałagan, czyli problem z nielegalnymi składowiskami, tak samo jak i z porozrzucanymi wokół butelkami PET polega na tym, że każdy chce oszczędzać. Jedną z metod oszczędzania jest porzucanie odpadu bezkosztowo. Poza tym sam odpad i jego zawartość surowcowa nie ma wartości: wartość butelki PET wynosi około 0,03 zł, a opakowania szklanego jest jeszcze niższa. Gdyby butelka była warta 50 groszy, wtedy tylko znikoma część takich odpadów leżałaby porozrzucana po rowach i lasach. Gdyby butelki były przyjmowane w supermarketach lub sklepach (automatycznie lub manualnie), wtedy zalegałoby ich w środowisku nie 80, ale 15 proc. Koszty transportu zostałyby przesunięte na konsumenta, który 50 groszy otrzymywałby w momencie zwrotu butelki. Taki inteligentny system istnieje już w ponad 10 krajach Unii.
Dobry przykład z przeszłości
W Polsce nie mamy systemu kaucji. Kiedyś mieliśmy dobry system, ale to było jeszcze w ubiegłym stuleciu. Istniały wtedy jednolite butelki półlitrowe wykorzystywane do sprzedaży oleju, denaturatu i alkoholu. W przypadku nabiału wystarczało np. opłacić abonament w sklepie mleczarskim, a codziennie rano mleczarz zostawiał pod drzwiami świeże mleko, zabierając umytą butelkę. Był to tzw. system zero, bezodpadowy. Nie wynikał on wówczas z dbałości o środowisko, tylko z ograniczeń technologicznych związanych z produkcją nowych opakowań. Opakowania szklane wykorzystywało się 6-krotnie, czasem nawet 10-krotnie, a nie traktowało się ich jako odpad po jednym użyciu.
W Niemczech istniał kiedyś system kaucji podobny do naszego z lat minionej epoki socjalizmu. Z biegiem lat i wraz z rozwojem technologicznym ewaluował w dobrym kierunku i obecnie skuteczność poziomu zbiórki wynosi w tym kraju 98 proc.
Jerzy Ziaja