Przewodniczący Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami Witold Zińczuk przypomniał na czwartkowej konferencji prasowej, że obecnie trwają prace nad projektem noweli Prawa zamówień publicznych, która ma wprowadzać tzw. zasadę in-house. Ma to pozwolić jednostkom samorządowym bezprzetargowo zlecać usługi własnym spółkom. W najbliższym czasie projekt ma być procedowany na Komitecie Stałym rady Ministrów, który zarekomenduje ostateczną formę tych przepisów.
Zgodnie z tzw. ustawą śmieciową został wprowadzony obowiązek dla gmin na przeprowadzanie przetargów na odbiór i zagospodarowanie odpadów komunalnych. Zińczuk ocenił, że odejście od tego rozwiązania jest szczególnie niebezpieczne dla prywatnych firm.
- Jeżeli podmiot publiczny będzie mógł bez przetargu powierzyć to co my dzisiaj wykonujemy na rynku, to po prostu jest dla nas zabójstwo. To likwidacja rynku, w którym przedsiębiorca prywatny przestaje istnieć, nie dlatego, że źle się sprawował, że podejmował złe decyzje inwestycyjne tylko dlatego, że parlament zatwierdził takie prawo. Powstały nowe miejsca pracy i nie wolno tego niszczyć za jednym pociągnięciem pióra - podkreślił przewodniczący.
Konieczna dyskusja na temat in-house
Zińczuk przyznał, że bez uregulowania kwestii in-house raczej się nie obejdzie, ale powinno to zostać przedyskutowane także z branżą. Jak dodał, regulacje europejskie dopuszczające in-house, na które bardzo często powołują się samorządy, nie są obligatoryjne. Takie zlecenia są traktowane jako wyjątkowe odstępstwo od ogólnej zasady konkurencji i stosowane w ściśle określonych okolicznościach.
- Ta sprawa musi być wydyskutowana, by postawić warunki, zapory przeciwko renacjonalizacji i istnieniu monopolu. In-house powinien być wprowadzany, kiedy nie ma podaży usług przedsiębiorców prywatnych, czyli nie może być konkurencji, albo w sytuacji, kiedy konkurencja jest patologiczna, kiedy są zmowy przetargowe - zaznaczył przewodniczący.
Pracownicy pójdą na bruk
Irena Litkowiec-Senderska oraz Sławomir Rudowicz ze Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami ocenili, że straty wynikające z takich rozwiązań dla branży byłyby bardzo wysokie.
Już teraz samorządy zwlekają z rozpisywaniem przetargów na odbiór i zagospodarowanie odpadów, czekając jakie rozwiązania zostaną przyjęte. - Przetargi są wstrzymywane, to dla nas oznacza pracę do końca kontraktów, które mamy. Po tym czasie w zasadzie nasi pracownicy idą na bruk. To są pracownicy, który pracują w tej branży ponad 20 lat – podkreśliła Litkowiec-Senderska. Nowe regulacje dotyczące in-house mogą oznaczać utratę pracy dla 15-17 tys. osób.
Przedstawiciele branży poinformowali, że w tej sprawie wystosowali petycję do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego oraz wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego. Pod pismem podpisało się ponad 6 tys. pracowników reprezentujących 130 firm z całej Polski.
Rzecznik ministerstwa środowiska Jacek Krzemiński powiedział PAP, że prace nad projektem noweli Prawa zamówień publicznych nie zostały zakończone. - Trwają dyskusje w ramach rządu na ten temat i w ich wyniku zostaną wybrane najlepsze rozwiązania. Kiedy projekt będzie gotowy, wtedy będziemy mogli się odnieść do głosów przedsiębiorców - dodał. (PAP)