Podczas piątkowego posiedzenia Sejmu posłowie rozmawiali m.in. o perspektywach unieszkodliwienia zgromadzonych w Jaworznie (woj. śląskie) blisko 200 tys. ton odpadów niebezpiecznych powstałych po dawnych państwowych zakładach azotowych. Niewielka spółka, która wykupiła akcje winnych zamieszania, tylko na działania zabezpieczające środowisko potrzebuje dziś ok. 190 mln złotych. Usunięcie i unieszkodliwienie wszystkich odpadów może ją kosztować nawet 1 mld zł. Niektórzy uważają, że w takich sytuacjach niezbędna jest pomoc ze strony państwa. Dziś nie pozwala na to jednak prawo.
Zanieczyszczenia historyczne, ale problem współczesny
Prowadzona przez ponad osiemdziesiąt lat produkcja chemicznych środków ochrony roślin wiązała się z powstawaniem na terenie Jaworzna groźnych odpadów, w tym pestycydów. Byłe Państwowe Zakłady Chemiczne „Organika-Azot”, które są winne powstałemu problemowi, nie istnieją. W 2002 roku kontrolny pakiet akcji został wykupiony przez Spółkę Pracowniczą Azot SA. Tymczasem polskie prawo zobowiązuje dziś do unieszkodliwienia odpadów albo samego „zanieczyszczającego”, albo jego następcę prawnego. Tym jest dziś obecna spółka pracownicza, która z państwowym przedsiębiorstwem (poza podobną nazwą), nie ma nic wspólnego. Przewidziane w decyzji naprawczej zadania zobowiązują firmę do wyeliminowania zagrożeń wynikających ze zdeponowania odpadów do końca 2020 r. Część zadań została już zrealizowana, ale prawdopodobnie nie na wszystkie wystarczy pieniędzy. Nie ma także co liczyć na pieniądze ze środków unijnych czy budżetowych, gdyż taka pomoc mogłaby zostać zakwalifikowana jako nieuprawniona pomoc publiczna. Pomóc nie mogą również samorządy.
Możliwe zmiany w prawie
Wiceminister środowiska Sławomir Mazurek odpowiada, że resort powołał specjalny zespół ekspertów, który ma pomóc w wypracowaniu skutecznych rozwiązań w tym zakresie. - W jego ramach będą przygotowane takie rozwiązania, aby w przypadkach, gdzie faktycznie jest problem, doprowadzić do zakończenia tych procesów – poinformował w piątek. Pierwszym zadaniem zespołu będzie pełna inwentaryzacja terenów zdegradowanych – zarówno zanieczyszczonych przez przemysł, jak i tych powstałych np. w wyniku niewłaściwego składowania czy porzucenia odpadów. W pracach zespołu mają brać udział eksperci i przedstawiciele innych ministerstw. Niewykluczone, że zarekomenduje on zmiany legislacyjne, przyspieszające likwidację bomb ekologicznych. - Tam, gdzie będą potrzeby legislacyjne, faktycznie trzeba będzie wkroczyć – powiedział Mazurek.
Składowiska niebezpiecznych substancji to zagrożenie przede wszystkim dla podziemnych zbiorników wody pitnej. W przypadku powodzi istnieje groźba skażenia rezerwuarów wody pitnej dla aglomeracji, skąd toksyczne związki chemiczne mogą dostać się do rzek i do Bałtyku.
Kamil SzydłowskiDziennikarz, prawnik