Robots
Cookies

Ustawienia cookies

Strona Teraz Środowisko wykorzystuje cookies. Część z nich jest niezbędna do funkcjonowania strony. Inne służą poprawianiu jakości naszych usług.
Więcej  ›
19.04.2024 19 kwietnia 2024

Życie bez odpadów: czy jest możliwe?

O praktycznych aspektach życia „bezodpadowego”, a więc o zakupach bez opakowań, wielorazowych artykułach higienicznych czy balkonowym kompostowaniu rozmawiamy z Katarzyną Wągrowską, autorką bloga ograniczamsie.com oraz książki „Życie Zero Waste”.

   Powrót       20 września 2017       Odpady   
Katarzyna Wągrowska
Autorka bloga ograniczamsie.com oraz książki „Życie Zero Waste”

Teraz Środowisko: Jak rozpocząć „życie Zero Waste(1)”?

Katarzyna Wągrowska: Trzeba zacząć od zmiany nawyków na nowe, poszukać swoich „zero waste'owych” alternatyw. Na przykład jeżeli jedziemy po zakupy do sklepu wielkopowierzchniowego i okazuje się, że bardzo mało rzeczy możemy tam kupić bez opakowania albo w opakowaniu, które nadaje się do ponownego wykorzystania, to następnym razem sprawdzamy inne miejsca w okolicy. Być może łatwo odnajdziemy takie, w których kupimy chleb do własnego worka, a nie już zapakowany w foliową torebkę, a ser i wędliny dostaniemy do własnego pudełka. Często są to zwykłe warzywniaki, które oferują na wagę warzywa strączkowe, takie jak fasola, ciecierzyca, soczewica, kasze, ryż czy makarony. Warto rozejrzeć się wokół i poszukać takich miejsc.

TŚ: A co z wyspecjalizowanymi sklepami, w których świadomie sprzedaje się produkty bez opakowań? Czy powstaje ich coraz więcej?

KW: W każdym dużym mieście jest jeden, a w najlepszym razie kilka takich sklepów. Natomiast moim zdaniem wciąż jest ich za mało. Zwłaszcza w takich miastach jak Wrocław czy Poznań przydałoby się ich więcej, bo niektórym przecież może nie chcieć się jechać na drugi koniec miasta, żeby zrobić zakupy.

TŚ: Czy poleca Pani wtedy robienie bezodpadowych zakupów w internecie?

KW: Uważam, że nie warto robić tego w internecie, bo sprzedawca zawsze musi zakupy przecież w coś zapakować. Polecam raczej popytać znajomych, zajrzeć do lokalnej grupy na Facebooku, przejrzeć fora internetowe. Jeśli dalej nic nie znajdujemy, możemy sami założyć lokalną kooperatywę spożywczą. Dzięki temu będziemy mogli kupować naraz worek mąki, makaronu czy ryżu. Na pierwszy rzut oka może to brzmieć absurdalnie, ale organizowanie się w małe grupy pozwoli przecież nie tylko ograniczyć ilość opakowań, ale także uzyskać niższą cenę za nasze zakupy.

TŚ: Tymczasem generalna tendencja jest odwrotna...

KW: Tak, pakuje się obecnie coraz więcej - i to coraz mniejszych ilości. Widzę to po naszym sklepie mięsnym, gdzie kiedyś wszystko można było nabyć na wagę, luzem, a teraz przyjeżdża już zapakowane w małe porcje. Sprzedawca nie chce ich rozpakowywać, bo płaci się za paczkę, a nie za zważony towar. Sama zagaduję sprzedawców, staram się prowokować dyskusję, nakłonić ich do rozmawiania z producentami – uświadamiam, że klienci chcą kupować w innej formie.

TŚ: Czy rzeczywiście chcą? Jak dużo ich jest?

KW: Osób, które chcą żyć bezodpadowo jest w Polsce wcale niemało – sama grupa facebookowa Zero Waste Polska liczy już siedem tysięcy członków.

TŚ: Co zatem bierze ze sobą „zero waste'owicz”, idąc na zakupy lub po prostu wychodząc z domu?

KW: Każdy, kto chce żyć Zero Waste musi nauczyć się nosić z sobą własne torby na zakupy – po to, aby przestać brać foliówki oferowane przez sklepy. Ja na średniej wielkości zakupy biorę jedną taką szmacianą torbę podręczną i plecak. Na duże zakupy potrzebne są 2-3 torby i skrzynka na warzywa. Jeśli ktoś lubi, może zaopatrzyć się w koszyk. Jedną torbę za to warto zawsze mieć przy sobie: nawet gdy nie planujemy żadnych zakupów. Czasami chodzę też z własnymi słoikami – zwłaszcza gdy zamierzam uzupełnić zapasy produktów sypkich, bakalii czy płatków śniadaniowych, a w sklepie jest opcja tarowania wagi. Nie stronię też od szczelnych pojemników plastikowych i szklanych, których mam w domu kilka. Duże zakupy robimy jako rodzina zwykle raz w tygodniu - potem świeże produkty porcjujemy i mrozimy. Mrozić można przecież chleb, mięso, warzywa, a nawet mleko.

Poza tym wychodząc z domu, zawsze biorę termos lub wielorazowy kubek. W podróży mam przy sobie nawet zawiniętą w kawałek szmatki filiżankę, z której korzystam, gdy w pociągu jest rozdawana kawa czy herbata. Natomiast gdy wybieram się gdzieś z dziećmi, mam z sobą komplet sztućców turystycznych, a nawet stalowe słomki do picia.

TŚ: W sytuacji, gdy ma się dzieci, życie bezodpadowe jest chyba jeszcze większym wyzwaniem?

KW: Bardzo rzadko chodzimy razem do centrów handlowych czy na zakupy, więc nieczęsto jest okazja do kupowania niepotrzebnych przedmiotów. Jeśli jednak naprawdę dzieci mają chęć na coś nowego, wtedy wspólnie zastanawiamy się, czego mogą się pozbyć, żeby zrobić miejsce dla nowej zabawki. Wtedy zdarza się, że ta ochota znika, jeżeli zaś nie - robimy w pokoju czystki. Niepotrzebne już zabawki zanosimy wtedy do tzw. giveboksów. Są to takie szafy do dzielenia się przedmiotami; w Poznaniu są dwie: jedna przy centrum kultury na Jeżycach, a druga w Parku Kasprowicza.

Kupując coś nowego, także wybieramy coś, co jest w zgodzie z naszymi poglądami, jeśli chodzi o formę opakowania i o materiał, z którego ta rzecz jest wykonana. Muszą to być rzeczy trwałe i raczej takie, którymi będą mogli pobawić się oboje – syn i córka.

TŚ: A co z resztą rzeczy, których postanowiła Pani pozbyć się z domu, chcąc prowadzić życie Zero Waste? Nie sztuką jest je po prostu wyrzucić, tak by trafiły na składowisko czy do spalarni...

KW: Rzeczywiście szukałam, gdzie mogłabym te, dobre jeszcze rzeczy czy ubrania, upłynnić. Oczywistym rozwiązaniem były portale aukcyjne, ogłoszeniowe, ale szybko okazało się, że zwłaszcza gdy ma się małe dziecko, jest to dosyć czasochłonna forma pozbywania się rzeczy (każdą trzeba obfotografować, dbać o komentarze, odpowiadać na pytania o wymiary). Nie byłam w stanie nad tym zapanować.

Ostatecznie wydałam kilka worków za darmo poprzez portal ogłoszeniowy, a zainteresowana osoba sama po nie przyjechała - była z wielodzietnej rodziny. Reszty ubrań pozbyłam się na wymieniankach odzieżowych, oddałam do domu samotnej matki. Oddawaliśmy też ubrania i zabawki do domu dziecka - warto jednak wcześniej zadzwonić i zapytać, czy rzeczywiście te domy pomocy darów potrzebują.

TŚ: Jak nie zrazić do siebie znajomych czy rodziny, zmieniając styl życia na nowy?

KW: W momencie, gdy zaczęliśmy żyć w duchu Zero Waste i były okazje do obdarowywania się, powiedzieliśmy wszystkim jasno, w jaki sposób to może wyglądać. Minione święta upłynęły więc ze szmacianymi lalkami, drewnianymi zabawkami i książkami nie popakowanymi w nadmierne ilości papieru. Warto rozmawiać i określać jasno swoje zasady.

TŚ: Trudnym tematem w kontekście ograniczania ilości odpadów są artykuły higieniczne. Czy do wielorazowych zamienników da się przyzwyczaić? Da się je w ogóle polubić?

KW: Są fajną opcją i da się je polubić. Bywają zrobione z naprawdę trwałych materiałów, jak np. kubeczki menstruacyjne, które zużywają się dopiero po 10 latach. Taki zakup daje znaczne oszczędności, jeśli porównać go z ilością artykułów jednorazowych, które trzeba by było w tym czasie zużyć. Zaletą takich produktów jest także to, że nie trzeba się zastanawiać, czy na następny miesiąc mamy zapas. Przekonać się można także do bawełnianych podpasek czy pieluch wielorazowego użytku, które można prać w pralce. Zachęcam do ich wypróbowania – wówczas przekonamy się na własnej skórze, czy nam odpowiadają.

TŚ: Ograniczając ilość rzeczy wokół siebie, do przysłowiowego słoika odpadów jeszcze Pani nie doszła?

KW: Jeszcze nie. W dalszym ciągu w moim koszu lądują odpady organiczne, których nie jestem w stanie przetworzyć w balkonowym kompostowniku. Co prawda kompostuję nawet skórki od banana, ale od pomarańczy czy cytryn już nie. Do kosza trafiają też wszelkie mięsne resztki z obiadu, ale również te pokryte tłuszczem czy ostrymi przyprawami – bo tych nie ruszą dżdżownice.

TŚ: To znaczy że stosuje Pani wermikompostowanie? Jak mniemam, z powodzeniem?

KW: Tak, dżdżownice w kompostowniku żyją i rozmnażają się, a dzięki nim o wiele szybciej zmniejsza się objętość kompostu w porównaniu z kompostowaniem bez użycia dżdżownic. Kiedyś kompostowałam tylko przy użyciu Emów, ale był to mniej efektywny sposób. Obecnie jedna warstwa w kompostowniku (około 50 litrów) potrzebuje około pół roku, by zostać przerobiona na “czarne złoto”.

TŚ: Sąsiedzi nie skarżą się na nieprzyjemne zapachy?

KW: Kompostownik jest praktycznie bezzapachowy. Poza tym, jeśli ktoś się boi, że dżdżownice zaczną z niego wychodzić i rozłazić się po domu, to zapewniam, że tak się nie dzieje! Wystarczy dbać o właściwą wilgotność i pokarm dla nich.

Ewa Szekalska: Dziennikarz

Przypisy

1/ Inaczej: bezodpadowe, czyli zgodne z modelem postępowania, który można ująć w słowach: zastanów się, zredukuj, wykorzystaj ponownie, poddaj recyklingowi.

Polecamy inne artykuły o podobnej tematyce:

Polska z ponad połową środków przeznaczonych na budowę infrastruktury tankowania wodoru (19 kwietnia 2024)Najpierw ROP, potem kaucja? Nie milkną głosy branży, resort trwa przy swoim (12 kwietnia 2024)Inteligentne pojemniki na odpady. Świętochłowice (12 kwietnia 2024)Jak minimalizować biogazowe ryzyka inwestycyjne? (08 kwietnia 2024)Rzecznik MŚP pisze do Premiera w sprawie systemu kaucyjnego (04 kwietnia 2024)
©Teraz Środowisko - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikacja tekstów, zdjęć, infografik i innych elementów strony bez zgody Wydawcy są zabronione.
▲  Do góry strony