Usługa redukcji mocy, czyli DSR (ang. Demand Side Response), na wezwanie Polskich Sieci Elektorenergetycznych jest w Polsce coraz popularniejsza. Od pierwszego kwartału 2017 r. świadczona jest komercyjnie, wcześniej można było redukować moce nieodpłatnie. W tym roku PSE zamówią ponad 600 MW wobec 361 MW w roku ubiegłym. Negawaty, bo tak określa się zaoszczędzone w ten sposób jednostki mocy, korzystnie wpływają na sieć energetyczną. Przede wszystkim odciążają ją w momentach szczytowych. Mówi się także, że mogłyby stanowić alternatywę do budowy nowych elektrowni. Dla firm realizujących DSR są z kolei dodatkowym źródłem przychodów. "Produkcja" negawatów odbywa się na dwa sposoby.
- Mamy tutaj klasyczne dwie nogi, na których się opiera DSR. Zaniechanie poboru i wstrzymanie procesów w obszarach mniej kluczowych dla klienta, bądź generacja energii na własne potrzeby – mówi Grzegorz Wałdoch z firmy Enspirion, pośredniczącej w usługach DSR. Zobowiązana firma przestaje wówczas pobierać energię z sieci i przełącza się na własne źródła. - Może to się odbywać np. poprzez agregaty lub z wykorzystaniem elektrociepłowni, które standardowo nie działają w 100 proc. swoich możliwości, a w momencie wezwania [ze strony PSE - przyp. red] następuje "podkręcenie" ich mocy – wyjaśnia.
Nawet 16 tys. zł za 1 MWh
Świadczenie takiej usługi kieruje uwagę firmy na racjonalne zarządzanie energią. Jednak poza korzyściami środowiskowymi, można odnieść tu niemałe korzyści finansowe. W dwóch najnowszych, zamkniętych w kwietniu przetargach, na realizację przetargów na DSR zarezerwowano ponad 274 mln zł. PSE organizowały dwa przetargi, w programie bieżącym i gwarantowanym. W pierwszym, PSE płacą za redukcję określonej mocy na konkretne wezwanie. Zgłosiło się tutaj 5 firm. Większym zainteresowaniem cieszył się natomiast drugi program (tu wpłynęły aż 22 oferty). Jego atrakcyjność polega na tym, że firmy otrzymują środki nie tylko za wykonaną usługę, ale również za samą gotowość do redukcji mocy. Ceny za 1MWh zredukowanej mocy wahają się w ofertach między 8-16 tys. zł.
W tym roku swoje oferty złożyli m.in. tacy giganci, jak Tauron, Innogy, Orlen, Enea czy PGE. Aby podjąć się usługi DSR, należy otrzymać uprzednio specjalny Certyfikat Obiektu Redukcji, który weryfikuje zdolność firmy do produkcji negawatów. Z tego powodu przedsiębiorstwa niejednokrotnie decydują się na zlecenie całego zadania firmom zewnętrznym, które już certyfikat ORed posiadają.
Mega-, nega-, a może flexiwaty?
Samo pojęcie negawatów funkcjonuje raczej teoretycznie. Nie jest ono ujęte w polskich przepisach prawnych, a w rozpisanych przetargach PSE posługuje się tradycyjnymi megawatami. Znacznie częściej korzysta się z niego za granicą. We Francji istnieje nawet stowarzyszenie negawatów (L'association negaWatt), które angażuje się w działania służące wytworzeniu tych teoretycznych jednostek. Promuje się tam koncept, zgodnie z którym najpierw należy ograniczyć zużycie energii, dalszą jej część wykorzystać efektywnie, a tę, która rzeczywiście jest potrzebna – czerpać z odnawialnych źródeł energii. Wspomniała o tym w naszym wywiadzie dyrektor Paryskiej Agencji Klimatycznej Anne Girault.
Zostając przy powiązanych z DSR pojęciach, stosunkowo nową rzecz stanowi flexiwat. Amerykanie określają tą jednostką moc "przesuniętą", której wykorzystanie przełożono na inny, bardziej korzystny moment. W tym ujęciu, prawie wszystkie polskie negawaty są flexiwatami. Najczęściej bowiem firmy świadczące usługę redukcji mocy, po prostu pobierają energię w dogodniejszym dla PSE czasie. – Rzadko kiedy dochodzi do zaniechania poboru energii – potwierdza Wałdoch. Niezależnie jednak od dość nieprecyzyjnej terminologii, sama usługa DSR cieszy się w Polsce rosnącym zainteresowaniem, a jej popularność może przyczynić się do lepszego zarządzania krajową siecią elektroenergetyczną.
Marta Wierzbowska-KujdaRedaktor naczelna, sozolog