Problemy, jakich przysparza ustalenie odpowiedzialności za zanieczyszczenia powierzchni ziemi, mają zazwyczaj charakter praktyczny i wiążą się z przyporządkowaniem danej sytuacji pod odpowiedni przepis. Zdecydowaną większość scenariuszy znajdziemy jednak w ustawie z dnia 5 września 2014 r. - Prawo Ochrony Środowiska, ustawie z dnia 13 kwietnia 2007 r. o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie oraz stosunkowo nowym rozporządzeniu Ministra Środowiska z dnia 1 września 2016 r. w sprawie sposobu prowadzenia oceny zanieczyszczenia powierzchni ziemi.
Jak nie kupić „kota w worku”
Z przepisów prawa nie wynika generalny obowiązek badania naszych gruntów pod kątem ich zanieczyszczenia. Bieżącej oceny w tym zakresie dokonują bowiem starostowie, którzy w ramach państwowego monitoringu środowiska identyfikują „podejrzane” ich zdaniem obszary i przekazują o nich stosowne informacje do regionalnej dyrekcji ochrony środowiska (RDOŚ). Tutaj sprawa nieco się komplikuje. Art. 101f ust. 1 Prawa ochrony środowiska określa bowiem przypadki, w których urzędnicy mogą nałożyć na władających nieruchomościami obowiązek przeprowadzenia badania. Dotyczy to np. działek ujętych w odpowiednim rejestrze (bezpośrednich zagrożeń szkodą i szkód w środowisku lub historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi). Należy jednak pamiętać, że rejestr nie jest kompletny, a zanieczyszczone mogą być w praktyce również nieruchomości w nim nieujęte. „Czerwona lampka” powinna zapalić się nam również wówczas, gdy na terenie naszej nieruchomości prowadzona była w przeszłości działalność wymieniona w załączniku nr 2 wspomnianego we wstępie rozporządzenia.
Zanieczyszczający płaci, ale czy zawsze?
Załóżmy, że nasza nieruchomość okazała się jednak skażona. Odpowiedzialność za ten fakt oraz związany z tym obowiązek neutralizacji zagrożenia wiąże się tutaj z czasem pojawienia się tego zanieczyszczenia w środowisku. I tak „historyczne zanieczyszczenie" to takie, które powstało przed 30 kwietnia 2007 roku lub zostało spowodowane przez emisję i zdarzenie, od którego minęło ponad 30 lat. Z kolei "szkoda w środowisku" to zanieczyszczenie, które powstało po 30 kwietnia 2007 roku. Przywołana powyżej data nie jest zresztą przypadkowa i wiąże się z implementacją w naszym kraju unijnego prawa w zakresie wdrożenia zasady „zanieczyszczający płaci”. O ile kwestia odpowiedzialności za szkody w środowisku wydaje się jasna, o tyle problemy moga pojawić się w przypadku zanieczyszczeń historycznych. Za takie odpowiada co do zasady władający nieruchomością, czyli zazwyczaj jej aktualny właściciel. Jeżeli jest on w stanie jednak udowodnić, że skażenie miało miejsce nie z jego winy i bez jego wiedzy – polskie prawo dopuszcza odpowiedzialność faktycznego sprawcy, odpowiedzialność solidarną obu lub nawet złożenie jej na barki RDOŚ. W praktyce wskazanie „starego” sprawcy zanieczyszczenia jest jednak skomplikowane, np. w sytuacji zanieczyszczeń spowodowanych przez podmioty już nieistniejące.
Nic za wszelką cenę
W celu naprawy lub zastąpienia w równoważny sposób elementów przyrodniczych lub ich funkcji, które uległy szkodzie, podejmowane są tzw. działania naprawcze. Jednym z podstawowych działań jest tutaj remediacja, czyli poddanie gleby, ziemi i wód gruntowych działaniom służącym usunięciu lub zmniejszeniu ilości zawartych w nich substancji powodujących ryzyko. W zakres remediacji gruntów wchodzi także kontrolowanie szkodliwych związków oraz ograniczenie ich rozprzestrzeniania. Celem remediacji jest doprowadzenie terenu do stanu, w którym nie jest już zagrożeniem dla zdrowia ludzi lub stanu środowiska. To istotne, by wskazać, że polskie prawo nie wymaga dokonywania działań naprawczych „za wszelką cenę”. Należy je podjąć tylko wtedy, gdy stan obecny stanowi poważne zagrożenie. Dotyczy jednak każdego władającego nieruchomością niezależnie od tego, czy prowadzi działalność gospodarczą, czy nie. Obejmuje więc zarówno właścicieli małych działek budowlanych, jak i deweloperów lub właścicieli wielkopowierzchniowych zakładów przemysłowych.
Kamil SzydłowskiDziennikarz, prawnik