Prokuratura Rejonowa w Bytomiu wszczęła śledztwo w sprawie sobotniego pożaru odpadów tekstylnych w tym mieście. Śledczy chcą nie tylko dociec, co było przyczyną pożaru, ale też zbadają, czy odpady były w tym miejscu składowane zgodnie z przepisami.
Odpady miały być wcześniej usunięte przez dzierżawcę terenu
W minioną sobotę w akcję gaszenia ognia na terenie dawnych zakładów ceramiki budowlanej zaangażowanych było blisko 90 strażaków, a kolejnych kilkudziesięciu dogaszało pożar i zabezpieczało pogorzelisko w kolejnych dniach. Spłonęły odpady tekstylne i tworzywa sztuczne, ułożone w wysoką miejscami na osiem metrów stertę. Zgodnie z prawem, odpady miały być wcześniej usunięte przez dzierżawcę terenu.
Jak poinformował we wtorek prokurator rejonowy w Bytomiu Marek Furdzik, postępowanie w tej sprawie zostało wszczęte pod kątem sprawdzenia, czy doszło do sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zagrażającego życiu, zdrowiu lub mieniu (art. 163 par. 1 Kodeksu karnego) oraz narażenia firmy dzierżawiącej teren na straty. Drugi wątek, jaki sprawdzą prokuratorzy, dotyczy niezgodnego z przepisami składowania odpadów (art. 183).
- Kluczowa dla postępowania będzie specjalistyczna opinia biegłego dotycząca przyczyny pożaru. Obecnie jest za wcześnie, by jednoznacznie wskazać, czy mógł nastąpić np. samozapłon zgromadzonych tam materiałów, czy było to podpalenie - powiedział prokurator, oceniając, iż sporządzenie opinii w tej sprawie może potrwać około dwa tygodnie.
W ostatnim czasie przeprowadzone zostały oględziny pogorzeliska z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa. Prokuratura zaplanowała także dalsze czynności procesowe. Wcześniej policjanci rozpoczęli już przesłuchania świadków i zabezpieczyli dokumentację związaną ze składowaniem w tym miejscu odpadów.
Zanieczyszczenie powietrza było na bieżąco monitorowane
Pożar na terenie dawnej fabryki w bytomskiej dzielnicy Stroszek wybuchł w sobotę po południu. Ogień objął powierzchnię ok. 30 na 50 metrów. Słup gęstego, czarnego dymu widać było z wielu kilometrów. Strażacy pracowali w wysokiej temperaturze, w aparatach ochrony dróg oddechowych. W kolejnych dniach po opanowaniu ognia trwało żmudne przetrząsanie i przelewanie wodą pogorzeliska oraz dogaszanie tlącego się jeszcze żaru. Z wysokich stosów spalonych tekstyliów i tworzyw sztucznych ładowarki wyrywały mniejsze fragmenty, które następnie przelewano wodą, by utraciły skumulowaną wewnątrz temperaturę.
Według informacji straży pożarnej, pożar nie stanowił zagrożenia dla okolicznych zabudowań i mieszkańców, nie było też potrzeby ewakuacji. Zanieczyszczenie powietrza było na bieżąco monitorowane przez strażaków z jednostki ratownictwa chemiczno-ekologicznego, którzy potwierdzili, że wśród płonących odpadów nie było toksycznych materiałów. Władze miasta apelowały jednak, by lokatorzy unikali otwierania okien do całkowitego dogaszenia pożaru. (PAP)