Ekspert gospodarki odpadami, wiceprezes zarządu ACG Sp. z o.o.
Teraz Środowisko: Samorządy poszukują dziś rozwiązań w obliczu gwałtownie rosnących kosztów gospodarowania odpadami, wymuszającego podnoszenie opłat. Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy?
Andrzej Gawłowski: Lista przyczyn jest długa. Przede wszystkim wskazałbym zbieg trzech okoliczności. Primo: ustanowienie górnych stawek opłaty, które miało stanowić zabezpieczenie przed nadmiernymi kosztami systemu, a przyniosło wręcz odwrotny skutek, bo zostało przez wiele firm odbierających i zagospodarowujących odpady uznane za sygnał, do jakiego poziomu mogą windować składane przez siebie oferty. Dodatkowym pretekstem stały się liczne kosztotwórcze zmiany w ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Trzecim elementem była konieczność uwzględnienia znacznych ryzyk finansowych, płynących z rozchwiania (żeby nie powiedzieć demontażu) regulacji prawnych. Efekt był łatwy do przewidzenia: zarówno podmioty prywatne, jak i samorządowe zaczęły podnosić ceny.
Kolejnym czynnikiem wzrostu kosztów jest „zatkanie się” systemu gospodarowania odpadami, spowodowane z jednej strony zakazem składowania frakcji energetycznej, z drugiej krachem na światowych rynkach (przyczyna: chiński zakaz importu odpadów, głównie z tworzyw sztucznych). Nie może więc dziwić fakt, że na rynku zalanym odpadami, cenę dyktują ci, którzy je przetwarzają.
Następną, wskazywaną przez wielu komentatorów, przyczyną takiego stanu rzeczy jest wzrost opłaty marszałkowskiej. W mojej opinii jednak nadużywa się tego argumentu, po pierwsze dlatego, że opłata marszałkowska jest odprowadzana od masy odpadów poddawanych składowaniu. Po drugie dlatego, że jej stopniowy wzrost do obecnych 270 zł za tonę zmieszanych odpadów komunalnych był zapowiedziany w rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 5 kwietnia 2017 roku. Miało to, zgodnie z hierarchią postępowania z odpadami, zapobiegać nadmiernemu kierowaniu odpadów do składowania. Rzecz w tym, że samorządy, w przeważającej swojej liczbie, nie uczyniły zbyt wiele, by zapewnić na swoim terenie infrastrukturę do przetwarzania odpadów. Zwlekały też z przystąpieniem do wdrażania selektywnej zbiórki odpadów, wprowadzonej (wbrew uwagom zgłaszanym przez samorządy) rozporządzeniem Ministra Środowiska z 4 stycznia 2017 r.
TŚ: W jaki zatem sposób gminy i ich związki szukają wyjścia z zaistniałej sytuacji?
AG: Dla jednych swoistą deską ratunku jest zmiana sposobu naliczania opłaty za gospodarowanie odpadami, uzasadniana koniecznością uszczelnienia systemu. Na porządku dziennym jest bowiem, że nie wszyscy mieszkańcy zostali ujęci w złożonych deklaracjach, a różnice sięgają 20 i więcej procent. Próbuje się także wprowadzać różnego rodzaju zniżki czy stawki degresywne, aby ochronić przed podwyżkami rodziny wielodzietne czy znajdujące się w trudniejszej sytuacji finansowej. Staje się to wszystko trudne do ogarnięcia, gdy w ustawie wprowadzono wprost zakaz dopłacania przez gminy do systemu gospodarki odpadami.
TŚ: Na początku wdrażania reformy odpadowej gminy w większości obejmowały swoimi systemami także nieruchomości niezamieszkałe - a teraz?
AG: Obecnie, w obliczu nowych i nieprzemyślanych regulacji prawnych, gminy dość chętnie wyprowadzają te nieruchomości z systemu. Powodem są zaniżone górne stawki opłat oraz bezsensowna formuła obejmowania tych nieruchomości gminnymi systemami. Wymaga to wdrożenia przez gminy dość ścisłych systemów kontroli firm odbierających odpady oraz właścicieli nieruchomości, aby zapobiegać „podrzucaniu” odpadów do gminnego systemu. Może to bowiem wpłynąć na gwałtowny wzrost podstawy naliczenia kosztów przez operatora.
Rozmawiała Katarzyna ZamorowskaDyrektor ds. komunikacji Tekst został opublikowany w jubileuszowej publikacji Ochrona środowiska w Polsce. Perspektywy najbliższych lat.
Zachęcamy do zapoznania się z jej pełną treścią!