Eksperci think-thanku zajęli się oddziaływaniem górnictwa i energetyki na rzeki i jeziora w opublikowanym 5 grudnia br. raporcie "Mętne Wody. Monitoring sytuacji i danych o zużyciu wody przez przemysł węglowy"(1). Jak zaznaczają autorzy, dane na ten temat są trudne do pozyskania, a te do których da się dotrzeć, często bywają niekompletne, a nawet wzajemnie sprzeczne. Wynika to m.in. z umieszczenia istniejących zbiorów danych w różnych instytucjach publicznych, czasochłonnych procesów ich udostępniania oraz z łagodnych lub nieprecyzyjnych zapisów w pozwoleniach środowiskowych. Aby zapewnić publiczny dostęp do transparentnych informacji o skutkach działalności przemysłowej dla zasobów wodnych, Instrat rekomenduje utworzenie spójnej i ogólnodostępnej bazy danych – wcześniej jednak przygląda się aktualnej sytuacji.
Myląca średnia roczna
„Sektory górnictwa węgla kamiennego oraz energetyki konwencjonalnej istotnie oddziałują na środowisko wodne” – informują autorzy, przypominając o zrzutach zasolonych ścieków do wód powierzchniowych oraz o odprowadzaniu wody chłodzącej do jezior i rzek. Lista podmiotów, które zgodnie z Prawem ochrony środowiska oraz innymi przepisami znacząco oddziałują na środowisko i muszą ubiegać się o pozwolenia środowiskowe (w przypadku korzystania z wód wydawane głównie przez Wody Polskie) jest obszerna i obejmuje „praktycznie każdą większą działalność gospodarczą”. Instrat zauważa jednak luki i wyjątki, które pozwalają ominąć ten obowiązek lub podnieść obowiązujące normy. W przypadku limitu substancji zanieczyszczających często wyraża się je jako roczną średnią (zamiast wartości godzinowej) przez co mogą osiągać stężenia niebezpieczne dla środowiska. Ścieki zawierające chlorki i siarczany powyżej 1,5 g na litr mogą być zrzucane do rzek praktycznie bez ograniczeń, o ile końcowe stężenie w rzece nie przekracza jednego grama na litr. Fundacja przypomina za Agencją Rozwoju Przemysłu, że w 2022 r. kopalnie węgla kamiennego odprowadziły do wód powierzchniowych 1,4 mln ton tych substancji – tymczasem, jak w kontekście katastrofy odrzańskiej zauważyła niedawno Najwyższa Izba Kontroli, nawet legalne poziomy zrzutów mogą wielokrotnie przekraczać poziomy bezpieczne dla ekosystemów.
Czytaj także: Co zrobić ze zrzutami solanek do rzek? Eksperci podsuwają rozwiązania
Tylko 4% wody jest używane ponownie
Przywoływane w opracowaniu statystyki GUS pokazują, że najwięcej, bo 63% wody ze środowiska naturalnego pobiera w Polsce przemysł energetyczny, z czego za większość poboru odpowiada kilka elektrowni węglowych z otwartymi obiegami chłodzenia. Co istotne, w sektorze praktycznie nie występuje obieg zamknięty wody – do ponownego użycia trafia zaledwie jej 4%. Podgrzewanie wody, do którego dochodzi przy poborze ich przez elektrownie, negatywnie wpływa na rzeczne i jeziorne ekosystemy, tworząc niekorzystne warunki dla gatunków zimnolubnych, czy obniżając poziom tlenu. Autorzy opracowania odnotowują, że dane na temat poboru wody „nie przedstawiają całego obrazu”. Dopuszczalny pobór wody dla niektórych elektrowni różni się od dozwolonego poziomu emisji ścieków – o ok. 5 km3 rocznie dla Elektrowni Dolna Odra czy o 11 km3 dla Elektrowni Kozienice. Jak zauważa współautor raportu Bernard Swoczyna, czasami to dobra informacja. – Na szczęście elektrownie nie zawsze muszą wykorzystywać dopuszczalnego limitu zrzutów – zwłaszcza w dniach, gdy zmniejsza się zapotrzebowanie na prąd, bo większą część produkcji energii biorą na siebie źródła odnawialne – tłumaczy. Jednostkowych danych w ujęciu rocznym brakuje też dla rzeczywistej ilości chlorków i siarczanów zrzucanych przez kopalnie. Wiadomo jednak, że pozwolenia środowiskowe gwarantują ich wysoką dopuszczalną ilość.
Czytaj także: Energetyka nie jest wege. Każdego roku w polskich rzekach giną miliony ryb
Spójny system
„Model zarządzania danymi (data governance) w instytucjach odpowiedzialnych za zarządzanie wodami w Polsce wymaga reformy w kontekście rosnących wymagań środowiskowych i ryzyka kolejnych katastrof naturalnych” – stwierdza w rekomendacjach Fundacja Instrat. Reforma ma ułatwić monitoring środowiska i usprawnić reagowanie w sytuacjach kryzysowych, co wymaga użycia efektywnych technologii korzystania z danych. Według ekspertów powinien do tego służyć uzupełniony System Informacyjnego Gospodarowania Wodami, a zawarte w nim dane miałyby zostać udostępnione publicznie np. z otwartą licencją na rządowym portalu. Przejście do nowego, bardziej wydajnego i transparentnego systemu będzie potrzebowało cyfryzacji, ponieważ obecnie kluczowe dokumenty na temat wpływu użytkowników wód na środowisko pozostają drukowane. Instrat rekomenduje cyfryzację zarządzania danymi „we wszystkich przypadkach, w których jest to technicznie i organizacyjnie uzasadnione”. – Utworzenie zbiorczej bazy danych na temat zużycia wody pojawiło się m.in. w niedawnych wnioskach NIK dotyczących katastrofy na Odrze. Informacje powinny być zebrane w jednym miejscu i przedstawione w czytelnej postaci – dzisiaj pozwolenia wydawane przemysłowi są często dostępne tylko jako skany wydrukowanych dokumentów, a dostanie się do nich zajmuje wiele czasu. Potrzebujemy więc ich digitalizacji. Instytucje publiczne odpowiadają za to, żeby eksploatowanie wód nie zagrażało środowisku – muszą więc podejmować decyzje o pozwoleniach na podstawie rzetelnych i klarownych danych – podsumowuje Bernard Swoczyna.
Szymon MajewskiDziennikarz
Przypisy
1/ Pełna treść:https://www.teraz-srodowisko.pl/media/pdf/aktualnosci/14349-raport-2023-Fundacja-Instrat.pdf