Robots
Cookies

Ustawienia cookies

Strona Teraz Środowisko wykorzystuje cookies. Część z nich jest niezbędna do funkcjonowania strony. Inne służą poprawianiu jakości naszych usług.
Więcej  ›
27.04.2024 27 kwietnia 2024

Usługi ekosystemowe ponad funkcje gospodarcze. Jak mądrze zarządzać wodami w Polsce?

O tym, czy renaturyzować, czy regulować rzeki, dlaczego tylko 1,1 % wód powierzchniowych w Polsce jest w dobrym stanie ekologicznym i czego można oczekiwać od nowego rządu rozmawiamy z Piotrem Nieznańskim – ekspertem WWF, Koalicji Ratujmy Rzeki oraz Koalicji Klimatycznej.

   Powrót       20 grudnia 2023       Woda   
Piotr Nieznański
ekspertWWF, Koalicji Ratujmy Rzeki oraz Koalicji Klimatycznej.

TŚ: W jakiej kondycji znajdują się obecnie polskie zasoby wodne?

Piotr Nieznański: Jeśli chodzi o ilość i dostępność wody, to wg danych GUS wielkość odnawialnych zasobów wody słodkiej przypadająca na mieszkańca Polski wynosi niecałe 1600 m3, co klasyfikuje nas na 24. miejscu w UE. Parametr ten nie oddaje rzeczywistej dostępności wody. Na potrzeby statystyczne oblicza się ją w granicach administracyjnych państw, a nie w granicach zlewni poszczególnych rzek. Prowadzi to do wielokrotnego uwzględniania tego samego zasobu. Dla przykładu tak policzony wskaźnik dla Węgier wynosi 11 900 m3 /os./rok (7,5 x więcej niż w Polsce). Jest zawyżony, ponieważ uwzględnia wody wpływające do Węgier z innego kraju, pomija za to równie ogromny odpływu tych wód z Węgier. Po korekcie Węgry mają odnawialne zasoby wody rzędu 800 m3 /os./rok, czyli dwukrotnie mniejsze niż Polska. Wspominam o tym, ponieważ mówienie o dostępnych zasobach wody w oparciu o tylko jeden wskaźnik statystyczny doprowadziło do sytuacji w której pod względem dostępnych zasobów wodnych Polskę niezasadnie porównywano do Egiptu.

Polska niemal w całości opiera się na zasobach wodnych powstających na jej terenie, co jest dla nas korzystne. Przyjęty przez Europejską Agencję Ochrony Środowiska wskaźnik WEI+ (z ang. Water Exploitation Index), który pokazuje czy dostępne zasoby są adekwatne do potrzeb, jest obliczany jako iloraz średniego rocznego poboru wody i odnawialnych, dyspozycyjnych zasobów. WEI+ wskazuje, że w Polsce nie mamy jeszcze do czynienia z deficytem wody. Oczywiście to uśredniony obraz. Niedobory wody występują, ale na razie okresowo i lokalnie. Niestety w związku z postępującymi zmianami klimatu problem ten będzie narastał.

Czytaj też: Przemyślana retencja odpowiedzią na deficyt wody

Ogromnym problemem i wyzwaniem dla Polski jest natomiast jakość wód powierzchniowych. Tu sytuacja jest rzeczywiście fatalna. W dobrym stanie ekologicznym jest zaledwie 1,1% wód powierzchniowych w Polsce. Ta liczba mówi wszystko. Mamy do czynienia z tym, co bardzo trafnie podsumował raport NIK na temat katastrofy odrzańskiej. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że „kryzys obnażył brak troski państwa o stan wód”. To podsumowuje podejście instytucji publicznych do dbałości o wodę. Mamy przed sobą ogromne wyzwanie, bo musimy zająć się prawie 99% wód, których jakość trzeba poprawić.

Czytaj też: Waży się gospodarowanie wodami w Polsce. Potrzebna zmiana definicji działań utrzymaniowych

TŚ: Z czego wynika ten zły stan?

PN: Rzeki w Polsce przez lata były traktowane jako miejsce zrzutu ścieków wód zasolonych, poddawano je też ogromnej presji. Jednym ze wskaźników jakości wód jest parametr hydromorfologiczny – ocena naturalności ukształtowania danego cieku. Wskutek prac regulacyjnych i kanalizacyjnych prowadzonych na mniejszych rzekach oraz budowania stopni wodnych i sztucznych zapór, stan polskich rzek pogorszył się diametralnie. Mniej niż 20% z nich ma charakter naturalny – ponad 80% zostało przekształconych wskutek działalności człowieka. Do fatalnego stanu wód przyczyniły się prowadzone przez lata tzw. prace utrzymaniowe. Jak oszacowaliśmy w WWF Polska, w ostatnich 20 latach poddano im ok. 40 tys. km polskich rzek (wobec ok. 150 tys. km wszystkich rzek w Polsce). Prace te powodują przyśpieszenie spływu wód głównie w krajobrazie rolniczym, a ponad połowa z nich została wykonana na obszarach krytycznie zagrożonych suszą rolniczą. Można więc powiedzieć, że ze środków publicznych finansowano pogłębianie problemu suszy na terenach rolnych. Prace często polegały na bagrowaniu (pogłębianiu) i traktowaniu rzek niemal jak rowów.

TŚ: Jakie argumenty za tym stały?

PN: Administratorzy wód wskazywali .in.. na zobowiązania wynikające z zapisów prawa Wg. których muszą prowadzić tzw. prace utrzymaniowe. Uważam, że trzeba z tym skończyć, przedefiniować i określić zadania administracji wodnej oraz zmienić nakaz obowiązku „utrzymania wód”. Prawo nie może zmuszać instytucji zarządzających wodami do podejmowania szkodliwych działań, rodem z XIX i XX w. Dziś mierzymy się z innymi wyzwaniami – zanieczyszczeniem wód, kurczeniem zasobów wodnych, suszą oraz koniecznością adaptacji do zmiany klimatu i ekstremalnych zjawisk pogodowych.

TŚ: W dużym uproszczeniu wyróżnia się dwa podejścia, dążące w kierunku renaturyzacji lub regulacji. Czy jest możliwy między nimi jakiś kompromis?

PN: Zagadnienie jest skomplikowane i nie sprowadza się do czarno-białej opozycji renaturyzacja vs. regulacja. Kompromis jest możliwy i konieczny. Nie chcemy w pełni renaturyzować rzek na terenach silnie zurbanizowanych – tam gdzie niezbędne są zabezpieczenia infrastruktury. Znamy co prawda przykłady z Czech czy z Holandii, gdzie udało się zachować lub gdzie obecnie odtwarza się naturalny bieg rzek w sercach miast, ale do ochrony infrastruktury są czasem potrzebne prace inżynieryjne. Równocześnie, wzdłuż polskich rzek znajdują się rozległe obszary, które przez renaturyzację i oddanie przestrzeni wodzie mogą pomóc w ochronie przed suszą i powodzią w całych zlewniach. Od lat konsekwentnie nie wykorzystujemy tego potencjału.

TŚ: Czy istnieją przykłady takich działań?

PN: Opowiem o jednym projekcie. Dzięki staraniom WWF i Partnerstwa Środkowej Odry nad Odrą doszło do poszerzenia międzywała w gminie Wołow. Udało nam się połączyć poprawę bezpieczeństwa publicznego z ochroną przyrody. Połączenie drogi wodnej z renaturyzacją widzimy w wielu krajach europejskich, chociażby na Dunaju i Renie. W Austrii w ramach programu LIFE na odcinku Dunaju w okolicach Wiednia rewitalizowane są brzegi rzeki, łączy się ją ze starorzeczami i we współpracy z żeglugą śródlądową rozbiera część ostróg. W Niemczech, na Górnym Renie oddaje się rzece kolejne tereny na potrzeby retencji przeciwpowodziowej. Zbudowano poldery przeciwpowodziowe, które są okresowo zalewane dla utrzymania dobrej kondycji lasów łęgowych. Nikomu tam to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – projekty wykorzystują możliwość synergii ochrony przyrody np. z ochroną przeciwpowodziową. W Polsce utarło się, że mamy „albo-albo”. Do sprawy podchodzi się emocjonalnie, co prowadzi do dużej polaryzacji między inżynierami i przyrodnikami. Tymczasem wszyscy powinniśmy ze sobą współpracować, a przede wszystkim uczyć się na dobrych przykładach.

Jeśli chodzi o instytucje zarządzające wodą w Polsce, są niezwykle związane z tradycją regulacyjną i nie rozwijają kompetencji swoich pracowników np. w zakresie błękitno-zielonej infrastruktury. Dominuje obraz regulacji, koparki, betonu, stopni wodnych i sztucznych zbiorników. Nawet po katastrofie na Odrze, pomimo ekspertyz oraz rekomendacji nauki i pomimo prawomocnego wyroku Sądu nakazującego wstrzymanie prac regulacyjnych, kontynuowano szkodliwą dla ekosystemu rzeki budowę ostróg na Dolnej Odrze. Tak zwana specustawa odrzańska, która miała pomóc Odrze, zamiast działań dla poprawy jej stanu ekologicznego zawiera cała listę inwestycji hydrotechnicznych, łącznie z budową kolejnych stopni wodnych.

TŚ: Czy nic się pod tym względem nie zmienia, tak jak np. pod presją społeczną zaczął się zmieniać stosunek urzędników i władz lokalnych do zieleni miejskiej?

PN: Jeśli chodzi o samorządy, mamy w Polsce przykłady fantastycznych działań. Choćby w Gdańsku, który kilka lat temu wskutek nawalnych deszczów został dotknięty powodzią błyskawiczną. Utworzono nowe powierzchnie zielone, rozszczelniono beton, stworzono ogrody deszczowe, przechwytujące wodę opadową. Takie rozwiązania stosuje coraz więcej władz lokalnych, a wiele z nich uruchomiło programy dotujące takie działania. Indywidualni mieszkańcy, właściciele domów i budynków mogą liczyć na wsparcie finansowe w przechwytywaniu wody deszczowej, są też różne konkursy obywatelskie skoncentrowane wokół zagospodarowania wody. Bardzo progresywne są też zarządy niektórych miejskich spółek wodociągowych. Część z nich będzie zmuszona do czerpania wody z rzek, a część już to robi. Im bardziej ta woda będzie zanieczyszczona, tym wyższe będą koszty jej uzdatniania. To miejsca, kształcące już w tym kierunku kadry, gdzie zmiana świadomości i przejście do realizacji konkretnych projektów w zakresie zielonej i niebieskiej infrastruktury jest już widoczna. Powinno się to zadziać także w instytucji zarządzającej wodą na poziomie ogólnokrajowym – Państwowym Gospodarstwie Wodnym Wody Polskie.

TŚ: Jak Pan ocenia dotychczasowy dorobek Wód Polskich?

PN: Rozpocznę od pozytywu. Udało się zrobić to czego oczekiwaliśmy jako organizacje społeczne – woda znalazła się w rękach jednej instytucji. Miało to uporządkować chaos kompetencyjny i wprowadzić spójny nadzór. Niestety oczekiwania rozminęły się z realiami - na tym zalety utworzenia Wód Polskich się kończą. Instytucja ta, podlegając Ministerstwu Infrastruktury, zamiast zadbać o przyszłość polskich wód, skoncentrowała się na dbaniu o infrastrukturę, inżynierię, promowanie żeglugi śródlądowej, budów i inwestycji. Zabrakło dotychczas działań na rzecz poprawy jakości i odtwarzalności strategicznych dla Państwa zasobów wodnych, poprawy kondycji ekosystemów wodnych i zapewnienia na przyszłość czystej wody obywatelom. Jak pokazała Odra, instytucja ta nie zareagowała w porę na symptomy katastrofy. Wody Polskie nie rozwijają kluczowych niezbędnych w nowoczesnym zarządzaniu wodami kompetencji swoich pracowników, w tym w zarządach regionalnych. Nie wspierają czynnie działań rewitalizacyjnych i renaturyzacyjnych potrzebnych do poprawy stanu ekologicznego polskich wód powierzchniowych. Na wiele z tych kwestii wskazuje raport NIK o Wodach Polskich. Kontrola wykazała m.in. nieudane wprowadzenie zasady finansowania się z opłat za wodę. Wg NIK, system ustalania i pobierania opłat za usługi wodne był skomplikowany i nieefektywny. Okazało się, że NIK nie była w stanie ocenić wykonania planów finansowych Wód Polskich, bo weryfikacja danych była niemożliwa. Mimo braku transparentności finansowej, widoczny był nacisk na inwestycje. Niestety, zamówiony przez Wody Polskie Krajowy Program Renaturyzacji Wód Powierzchniowych, został schowany do szafy. Tymczasem to dokument, który mógłby pomóc ratować stan ekologiczny polskich rzek i wód powierzchniowych. To wszystko trzeba zmienić.

TŚ: W ostatnich miesiącach do porządku prawnego weszły takie dokumenty jak specustawa odrzańska, Krajowy Program żeglugowy do roku 2030 czy program „Zagospodarowanie dolnej Wisły”. Jak widzi Pan ich losy?

PN: Wszystkie te projekty trzeba radykalnie zweryfikować i zmienić lub wyrzucić do kosza. Specustawa odrzańska z 13 lipca br. zamiast rozwiązać problem zrzutów solanki z kopalń dała zielone światło ponad 150 nowym inwestycjom na Odrze. Zamiast działań na rzecz przywrócenia cennego ekosystemu, mamy do czynienia z projektem forsowania kolejnych betonowych budów. Autorzy specustawy zignorowali ekspertyzy i opinie naukowe – w tym ekspertyzę rządową podsumowującą tragedię na Odrze. A wskazują one, że dalsza regulacja rzeki zwiększy ryzyko ponownej katastrofy.

Co do Krajowego Programu Żeglugi, moim zdaniem należy go w całości wyrzucić. Zawarte w nim propozycje są całkowicie nieefektywne ekonomicznie i szkodliwe środowiskowo. Jako WWF Polska przygotowaliśmy raport „Żegluga czy kolej?”, który pokazał nieracjonalność inwestowania w drogi wodne w Polsce w dobie zmian klimatu. Polskie rzeki nie mają warunków dla rozwoju opłacalnej żeglugi. Żegluga na niewielkich rzekach może była konkurencyjna, gdy towary przewożono furmankami, ale absolutnie nie jest konkurencyjna wobec kolei. Wspomniany program żeglugi śródlądowej zniszczyłby polskie rzeki.

Program „Zagospodarowanie dolnej Wisły” należy odrzucić, ale warto też dokładnie zbadać, co stało za forsowaniem tego rozwiązania. W moim odbiorze, chodzi w nim jedynie o elektrownię w Siarzewie, a koszty tej inwestycji zmieniały się z szacowanych 2,5 mld do 7,5 mld zł. Trudno stwierdzić dlaczego, bo rząd wielkości wielokrotnie przekracza inflację. A stopień wodny Siarzewo byłby szczególnie szkodliwą inwestycją. Istniejąca zapora we Włocławku zablokowała organizmom wodnym, w tym migrującym rybom, dostęp do niemal 58 tys. km rzek – kładąc w ten sposób kres rybołówstwu śródlądowemu. Należy myśleć o tym jak obniżyć poziom spiętrzenia przy tym niemal już zabytkowym stopniu wodnym i przebudować go w sposób umożliwiający migrację ryb - w przyszłości być może go wyburzyć. Elektrownia i zapora w Siarzewie na zawsze pogrzebałyby te plany. Analiza efektywności produkcji energii wykazała, że inwestycja Siarzewo wg byłaby nieopłacalna i nieefektywna dla Krajowego Systemu Energetycznego. Inwestując te samą kwotę w pozyskanie energii z innych źródeł można uzyskać kilkukrotnie większą moc w przypadku fotowoltaiki czy lądowych elektrowni wiatrowych(1). Nowy rząd powinien natychmiast przeanalizować te sprawy. Jako Koalicja Ratujmy Rzeki i Koalicja Czas na Odrę opublikowaliśmy właśnie list do rządzących(2), w którym wzywamy m.in. do wycofania się ze specustawy odrzańskiej i elektrowni na Wiśle. Liczymy na to, że nowa otwarta na kwestie społeczne i środowiskowe władza uwzględni te postulaty.

TŚ: Jakie jeszcze powinny być priorytety rządu w gospodarce wodnej?

PN: Pierwsza, konieczna rzecz to przeprowadzenie reformy zarządzania wodami. Apelujemy do rządu, by oprzeć się o zasadę nadrzędności funkcji przyrodniczo-społecznych i usług ekosystemowych rzek nad funkcjami gospodarczymi. Traktowanie rzek jako dróg wodnych, zasobów ekonomicznych i miejsca zrzutu ścieków doprowadziło je do dzisiejszego stanu. To bardzo bogate, dynamiczne i wrażliwe ekosystemy, które są niszczone w drastycznym tempie. Pokazała nam to Odra latem ubiegłego roku.

Kluczowa kwestia to przeniesienie odpowiedzialności za zarządzanie wodami z Ministerstwa Infrastruktury do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Jeśli chcemy zadbać o stan polskich wód i przyszły dostęp do czystej wody, jest to niezbędne.

Obie te rzeczy można zrobić szybko, tak samo jak wycofanie specustawy odrzańskiej czy tzw. ustawy ocenowej. Poza tym jest wiele zadań długoterminowych. Potrzebujemy przede wszystkim wdrożenia istniejącego już Krajowego Programu Renaturyzacji Wód Powierzchniowych, ale też przygotowania programu retencji naturalnej. Mamy blisko 6,5 mln zmeliorowanych terenów, setki tysięcy kilometrów rowów melioracyjnych z których tylko 10% posiada obecnie urządzenia zatrzymujące wodę. To oznacza, że stale odprowadzamy ją z naszego krajobrazu zamiast zatrzymywać. Retencji trzeba szukać w całej zlewni, a nie na samych rzekach.

Szymon Majewski: Dziennikarz

Przypisy

1/ Według raportu:
https://www.wwf.pl/sites/default/files/2020-03/SIARZEWO_RAPORT_CALOSC_0.pdf
2/ Pełna treść:
http://www.ratujmyrzeki.pl/271-czas-na-dorzeczne-dzialania-list-otwarty-koalicji-ratujmy-rzeki-do-koalicji-rzadzacej

Polecamy inne artykuły o podobnej tematyce:

MI zapowiada zmiany przepisów dot. zatwierdzania taryf za wodę i specustawy odrzańskiej (02 kwietnia 2024)MI wyda nawet 20 mln zł na bagrowanie Wisły (29 marca 2024)Kraków przygotowuje się na zmiany klimatyczne. Lokalne partnerstwa i naśladowanie natury (26 marca 2024)237 m3 wody na 1 MWh w Elektrowni Skawina. O mokrych długach termicznych elektrowni w Światowy Dzień Wody (22 marca 2024)Odporność warunkiem trwałego rozwoju miast – ruszyła 11. edycja programu Eco-Miasto (15 marca 2024)
©Teraz Środowisko - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i publikacja tekstów, zdjęć, infografik i innych elementów strony bez zgody Wydawcy są zabronione.
▲  Do góry strony