W środę w konferencji zorganizowanej przez Komisję Europejską, poświęconej broni zalegającej w europejskich morzach, uczestniczył między innymi prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Jak powiedział PAP, na dnie Bałtyku zalega około 40 tys. ton broni chemicznej i dużo więcej, być może nawet 500 tys. ton broni konwencjonalnej, która również jest toksyczna. Ma to negatywny wpływ na ekosystem.
Problem nie tylko na Bałtyku
W Europie, jak mówił Bełdowski, problem z zatopioną bronią jest największy właśnie na Bałtyku, ale też na Adriatyku, Morzu Irlandzkim oraz wybrzeżu belgijskim, gdzie zalega broń chemiczna z okresu I wojny światowej. Podkreślił jednak, że na świecie są akweny, gdzie broni na dnie jest znacznie więcej. - Na przykład Amerykanie na Pacyfiku zatopili ogromne ilości broni, w tym chemicznej, w pobliżu Hawajów. Jednak jest to ocean, woda jest bardzo głęboka, więc ten problem jest w związku z tym mniejszy – wskazał.
Redakcja Teraz Środowisko śledzi problem już od jakiegoś czasu. Zachęcamy do lektury artykułu z czerwca 2017 r., w którym pisaliśmy m.in. o kosztach wydobycia broni z dna Bałtyku. Więcej tutaj.
W Polsce badania na ten temat prowadzi Instytut Oceanologii PAN przy wsparciu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Jak dotąd – jak mówi ekspert – zrealizowane zostały trzy projekty europejskie i międzynarodowe, w których Instytut pełnił rolę lidera. Obecnie realizowany projekt – Daimon – ma wymiar europejski i otrzymał wsparcie ze środków unijnych. Oprócz Polski zaangażowane są w niego Niemcy, Szwecja, Finlandia, Litwa i Rosja.
Badania – jak wyjaśnił ekspert – mają pomóc ustalić, w jaki sposób problem ten rozwiązać. - To będzie szereg akcji, np. od potrzeby monitoringu, bo może ona np. zagrażać w przyszłości, aż po np. ograniczenie działalności człowieka w danym rejonie czy wręcz wyciągniecie i zniszczenie tej broni. Decyzje będą podejmowały organy do tego uprawnione, my będziemy służyć radą – powiedział Bełdowski i dodał, że projekt badawczy jest na finiszu.
- Złożyliśmy wnioski do Komisji o przedłużenie projektu. Budżet projektu to niecałe 6 mln euro, a w ramach przedłużenia zwróciliśmy się o 1 mln euro – dodał.
10 lat oczekiwania na zainteresowanie całej Europy sprawą
Ekspert podkreślił, że takie spotkania, jak środowa w konferencja w Brukseli, są bardzo ważne dla projektu, bo pokazują, że w UE zmienia się nastawienie do tego problemu. - Na wiadomość, że cała UE będzie sprawą zainteresowana (...) czekaliśmy od 10 lat – wskazał.
Bełdowski wyjaśnił, że dotychczas w Europie zajmowano się problemem broni konwencjonalnej. - Ograniczało się to w większości przypadków do wysadzania jej na miejscu. Jeżeli chodzi o świat, to były przypadki, że wyciągano broń chemiczną z mórz oraz oceanów i niszczono. Takim przykładem jest Japonia, gdzie zrealizowano olbrzymi program oczyszczania wód portowych z amunicji chemicznej. Obecnie program realizowany jest w Chinach, gdzie Japończycy za swoje pieniądze wyciągają i niszczą broń chemiczną, która zrzucili tam w czasie II wojny światowej – powiedział ekspert.
W Europie w latach 60. XX wieku Niemcy wyciągnęli kilka tysięcy ton broni chemicznej zrzuconej przez ich wojska na wodach duńskich w Małym Bełcie. - Wyciągnęli ją, zalali betonem i zatopili w Atlantyku. Nie było to niszczenie broni w nowoczesnym tego słowa znaczeniu – wyjaśnił Bełdowski.
Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)