
Head of market development w Ørsted Polska © Prawa zastrzeżone
Teraz Środowisko: Jesteśmy u progu konferencji klimatycznej w Baku, właśnie skończył się COP16 bioróżnorodnościowy w Cali. Jak wygląda rola ESRS E4, czyli bioróżnorodności i ekosystemów, w podejściu Ørsted? Inwestycje w energetykę, nawet jeśli odnawialną, nadal stanowią ingerencję w ekosystemy.
Joanna Wis-Bielewicz: Negocjacje klimatyczne podkreślają, że potrzebujemy mitygacji katastrofy klimatycznej. Jednym z dwóch głównych wypracowanych narzędzi, poza ograniczeniem zużycia energii, jest potrojenie rozwoju OZE do 2030 r. Jednocześnie, po negocjacjach dotyczących bioróżnorodności w Montrealu. padło bardzo konkretne zobowiązanie: ochronić i pozostawić dzikimi co najmniej 30% obszarów planety, w tej samej perspektywie czasowej. I to podstawa, którą trzeba zrozumieć: żyjemy w zamkniętym systemie.
System planetarny jest zamknięty, każdy z nas ma na niego wpływ - biznes i system gospodarczy szczególnie. Przy obecnej wiedzy nie można już podejmować inicjatyw i inwestycji bez zrozumienia, że będą one miały konsekwencje. Tak, jak myślimy o rozwoju modelu biznesowego i realizacji zysku dla właścicieli, tak musimy pamiętać o tym, w jakich warunkach funkcjonujemy. Ørsted ma właśnie takie myślenie: obok wyniku finansowego, kluczowa jest wartość, którą niesiemy dla społeczeństwa i dla środowiska.
TŚ: A schodząc na pragmatyczny poziom? Czekamy na wdrożenie w Polsce dyrektywy o sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSRD). Co zmienia ona dla Ørsted?
JWB: Po pierwsze - to nasza filozofia od wielu lat: firma nie działa w próżni. Za tym idą konkretne zobowiązania, którym przyświeca kreowanie wartości. Z zadowoleniem obserwujemy przyjęcie tak dyrektywy CSRD, jak i CSDD. Choć wiemy, że dla wielu firm to wyzwanie, dla nas to naturalny kolejny krok, by zarządzać ryzykami środowiskowymi i społecznymi oraz wykorzystywać stojące za tym szanse.
Od 2015 roku zarządzamy danymi społecznymi i środowiskowymi. Zbieramy je i raportujemy według różnych standardów, m.in. CDP, w ramach jednego z działów struktury finansowej. Informacje te dotyczą emisji gazów cieplarnianych, wpływu na środowisko, wykorzystywania zasobów, w tym wody. Raportujemy je od dawna z taką samą uwagą jak dane finansowe.
TŚ: Dyrektywy dla Ørsted zmieniły niewiele?
JWB: Zebraliśmy i już zaraportowaliśmy nasze dane, zgodnie ze wstępnym porozumieniem CDSB (Climate Disclosure Standards Board – przyp. red.) z 2022 r. Nasz raport w 2023 r. już uwzględnia podwójną istotność - choć nie jesteśmy zobligowani dyrektywą, to jest z nią spójny. To próba na żywym organizmie, po to, by samo wdrożenie nas nie zaskoczyło.
TŚ: Zatrzymajmy się przy podwójnej istotności. W jakim zakresie widzicie, że wydolność ekosystemów będzie oddziaływała też na przyszłą działalność Ørsted?
JWB: To bardzo ważny temat, bo mam poczucie, że wiele firm nie chce adresować ryzyk środowiskowych mimo zobowiązań; widzieliśmy np. na początku tego roku wiele firm z branży paliwowej, które wycofują się z inwestycji w OZE, wskazując, że te nie przynoszą oczekiwanego zwrotu z inwestycji. Jest to widoczna próba zafałszowania obrazu modelu biznesowego, który CDSB odsłania – bo zmusza, by spojrzeć nie tylko jaki jest zwrot zaangażowanego kapitału dla inwestorów, ale by zobaczyć wpływ na środowisko i społeczeństwo – za czym stoją konkretne koszty zewnętrzne. Nie są ukazane w wyniku finansowym, ale istnieją.
W Ørsted rozpisaliśmy wszystkie wskaźniki bardzo konkretnie i rozumiemy nasz model biznesowy. Z jednej strony, przy firmie, która odeszła od paliw kopalnych na rzecz odnawialnych, ma pozytywny wpływ: rozwój OZE, tworzenie nowych miejsc pracy, ograniczenie emisji GHG w core biznesie. Z drugiej – potrzebujemy nowych zasobów, przestrzeni i to może oznaczać rzeczywiście ograniczenie obszarów dla innych usług lub dotychczasowych mieszkańców, w tym środowiska naturalnego (wodnego i lądowego). Nazywając te ryzyka w naszym tzw. life-system-operating, czyli całościowym modelu działania, możemy próbować je adresować na bardzo konkretnym poziomie.
Przykładowo na poziomie zarządu podjęliśmy zobowiązanie, że żadna z turbin nie wyląduje na składowisku odpadów. Wiemy, że żywotność to 25-30 lat, więc już teraz przygotowujemy się do procesu odzysku. Pod kątem presji na środowisko, podjęliśmy zobowiązanie, że po 2030 r. wszystkie nasze farmy będą miały pozytywny wpływ na różnorodność biologiczną.
TŚ: Jak można to ocenić?
JWB: Pracujemy na żywym organizmie. Przez analogię: bardzo dobrze potrafimy skwantyfikować całą działalność operacyjną i policzyć wskaźniki dla emisji. GHG Protocol ma 24 lata i jest dojrzałym standardem, a nadal zadajemy sobie pytania, jak zbierać dane, jak raportować, jak zarządzać emisjami. Jeśli chodzi o wskaźniki dla środowiska – na razie ich nie ma!
Istnieją różnorodne narzędzia. Ważna jest inicjatywa science based target dla różnorodności biologicznej. Na poziomie międzynarodowym, w większym gronie - także organizacji pozarządowych - próbujemy wypracować taki standard.
TŚ: Co będzie najtrudniej ograniczyć w emisyjności projektów Ørsted?
JWB: To, co jest najbardziej emisyjne w naszym łańcuchu wartości i stanowi ok. 50%, to emisje pochodzące od naszych kluczowych podwykonawców. Są to: budowa turbin, fundamentów, kabli, stacji transformatorowych oraz fracht morski. Z tych sektorów szczególnie trudne do dekarbonizacji będą stal i fracht morski. Wobec braku technologii, współpracujemy dostawcami w ramach partnerstw technologicznych. Przyświeca nam wspólny cel dekarbonizacji naszego biznesu, stąd jesteśmy gotowi angażować się także finansowo na rzecz powstania nowych technologii.
W ramach współpracy z podwykonawcami, ukazały nam się różne narzędzia synergii. Ørsted zaczął pracować nad Life Cicle Assestment (LCA), by zrozumieć emisje całej farmy i poszczególnych etapów. Stworzyliśmy model, który pozwala nam zrozumieć emisje poszczególnych etapów, przygotowania, budowy i działania projektu, ale także emisji pochodzących z własnej działalności operacyjnej (scope 1., 2.) oraz całego łańcucha dostaw (scope 3.). Uwzględnia ile jest turbin, w jakiej odległości od lądu, jaka jest długość kabli… model jest bardzo szczegółowy i skuteczny w analizowaniu emisji, a to staje się coraz istotniejsze dla wielu interesariuszy - w tym instytucji finansowych. Mieliśmy okazję przekonać się o tym w ramach wspólnych prac na projektem Baltica 2, dla którego nasz partner - firma PGE Baltica - pozyskuje zrównoważone finansowanie. Na podstawie naszego modelu LSA stosunkowo łatwo mogliśmy te dane pozyskać. Teraz mamy ambicję, by ten model był powszechnie stosowany, także wśród naszych konkurentów.
TŚ: Nie obawiacie się dzielenia wypracowanymi przez lata modelami?
JWB: Wręcz odwrotnie - bylibyśmy szczęśliwi widząc, że wszyscy porównują „jabłka do jabłek” i „gruszki do gruszek”, dzięki wspólnie wypracowanej metodologii. Nawiązujemy współpracę z organizacjami branżowymi oraz zajmującymi się zarządzaniem emisjami po to, by rozpowszechniać tę metodologię. Tak samo zrobiliśmy już z modelem tzw. wake effect(1). To pozwoliłoby skrócić innym drogę i nie zaciemniać obrazu przez opracowywanie indywidualnych metodologii. To nie tu jest przestrzeń konkurencyjności.
Są obszary, gdzie wszyscy działamy „na rzecz”. Takim sektorem jest energetyka wiatrowa, u której podstaw jest ograniczenie emisji i negatywnego wpływu na środowisko. Wątek dzielenia się wiedzą, doświadczeniem i dobrymi praktykami jest przykładem tego w co wierzymy – mamy zobowiązanie społeczne i odpowiedzialność, poprzez posiadanie wiedzy. Traktujemy cele związane z wpływem na środowisko i społeczeństwo bardzo poważnie i wiemy, że żadna firma sama tego nie zrobi. Jeśli naprawdę o to dbamy – nie ma innej drogi niż budowa nieoczywistych partnerstw, także z konkurentami.
