
Członek zarządu Instytutu Technologii Energetycznych
Norwegia jest krajem, w którym energia elektryczna pochodzi niemal w całości z elektrowni wodnych. Z czego to wynika?
W Norwegii mamy do czynienia z bardzo wysokim potencjałem ekonomicznym. Nie dość, że jest tam dużo dobrych lokalizacji, to jeszcze ich zagospodarowanie jest dużo tańsze niż w Polsce. Poza tym mieszkańcy krajów skandynawskich mają w ogóle znacznie wyższą świadomość ekologiczną - są gotowi nawet dużo więcej zapłacić za energię, jeśli wiedzą, że pochodzi ona ze źródła odnawialnego. Ponadto pamiętajmy, że Norwegia nie jest w Unii Europejskiej, w związku z tym może rozgrywać kwestie środowiskowe na własnym szczeblu, nie będąc uzależnioną od przepisów wspólnotowych.
Kraj ten cieszy się też odpowiednim, górzystym ukształtowaniem terenu - istnieją tu więc ogromne spady, które sprawiają, że duże przepływy nie są potrzebne. Gdy woda spada z wysokości kilkuset metrów, wystarczy tylko ująć ją we właściwy rurociąg – do tego stosuje się specjalne tzw. turbiny Peltona. Mnogość takich miejsc sprawia, że Norwegia ma niemal w całości wykorzystany potencjał wodny.
Dlaczego w Polsce nie wykorzystuje się go do końca?
U nas większość atrakcyjnych ekonomicznie lokalizacji, o krótkim czasie zwrotu z inwestycji, jest już zajęta - i to od wielu lat. Nie mówię tu o zbiornikach elektrowni szczytowo-pompowych, bo one powstawały w związku z określonymi potrzebami, np. zabezpieczenia przeciwpowodziowego czy stabilizacji sieci. Jeśli mowa o potencjale naturalnym - Polska jest w dużej części krajem nizinnym, gdzie tak naprawdę mamy sporo rzek o dość dużym przepływie, natomiast stopnie na rzekach są związane z niskim spadem. Nie ułatwiają też inwestycji surowe przepisy związane z ochroną środowiska. Polska akurat zinterpretowała dość rygorystycznie Ramową Dyrektywę Wodną, która w każdym kraju wdrażana jest nieco inaczej.
Co poradziłby Pan w tej sytuacji inwestorom?
Jako członek Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych i zarazem inwestor, wychodzę z założenia, iż koszt budowy piętrzenia jest tak duży, że należy szukać lokalizacji przy istniejących stopniach, gdzie istnieją zastane, ugruntowane przez wiele lat warunki wodne. Kiedyś te stopnie służyły konkretnym celom, natomiast dziś często woda jest tu po prostu przerzucana jałowo – są to często lokalizacje przy stopniach żeglownych, śluzach itd. Zagospodarowując taki stopień, ograniczamy negatywne oddziaływanie na środowisko, ponieważ inwestycja wiąże się tylko z zastosowaniem odpowiednich turbin, a nie z budową piętrzenia. Można tu z powodzeniem użyć takich technologii niskospadowych, jak turbiny Archimedesa czy VLH. Obydwie zajmują sporo miejsca (przykładowa średnica VLH to 5 m), jednak wolniej się kręcą, więc minimalizują ryzyko uszkodzenia ichtiofauny. Zostały zresztą tak zaprojektowane, żeby otworzyć furtkę środowiskową dla małych elektrowni. Noteć, Odra czy Warta to rzeki idealne pod tego typu rozwiązania.
W Polsce jest już jest kilku inwestorów, którzy prowadzą procedury administracyjne związane z nieużywaną jeszcze w naszym kraju technologią VLH. W rezultacie, w najbliższych latach planuje się uruchomienie kilkunastu turbin tego typu w Polsce. W tej technologii zastosowano rozwiązanie znane doskonale z wiatraków, czyli generator o zmiennej prędkości obrotowej, bezprzekładniowy, ukryty w całości pod wodą. Montaż takiej turbiny jest bardzo prosty i stosunkowo szybki - odpowiednie przygotowanie stopnia pozwala zainstalować ją w ciągu kilku tygodni, a nawet dni. Jest to turbina kompaktowa, a więc w razie konieczności można ją wymontować i serwisować na miejscu, po wyjęciu z wody.
Oprócz wywierania negatywnego wpływu na środowisko, małe elektrownie wodne mogą jednak pełnić pozytywną funkcję przeciwpowodziową. W jaki sposób?
Bezpieczeństwo przeciwpowodziowe MEW można zrealizować choćby w taki sposób, że elektrownię umiejscawia się w tzw. kanale derywacyjnym, czyli w obejściu jazu lub zakola rzeki. Obejście jest wtedy dla tej rzeki dodatkowym przepustem. Skoro wykopiemy dodatkowy kanał wzdłuż jazu, który piętrzy wodę od lat i zainstalujemy tam określony rodzaj turbin (np. takie, które które można po prostu fizycznie podnieść), zapewnimy przepustowość w ramach tego samego stopnia.
Jak wygląda finansowanie inwestycji w MEW?
Wszyscy inwestorzy przez lata czekali na ustawę o OZE. Teraz sytuacja poprawi się o tyle, że z jednej strony lepsze będzie wykorzystanie środków unijnych, ale to, co dostaniemy ze środków przeznaczonych na energetykę odnawialną, zostanie nam proporcjonalnie odjęte od cen sprzedawanej przez nas energii w systemie aukcyjnym. Logicznym wydaje się zatem zwrócenie się inwestorów ku niskooprocentowanym pożyczkom, np. z NFOŚiGW. Innym źródłem finansowania są też specjalne fundusze norweskie, z których pokryto już w Polsce kilka projektów z zakresu energetyki wodnej.
Rozmawiała Ewa Szekalska