
Aby w pełni ocenić wpływ na środowisko aut elektrycznych, należy najpierw zrozumieć pojęcie energii wbudowanej (ang. embodied energy). Dość dobrze wyjaśnia je na swoim blogu Rex Weyler, współzałożyciel Greenpeace International. Jak pisze, każdy sprzedany produkt - filiżanka kawy, panel słoneczny czy samochód - wymaga energii do wyprodukowania i dostarczenia na rynek. Jest ona potrzebna m.in. do wydobycia, transportu i przetwarzania surowców, także montaż produktu wiąże się z jej zużyciem. I nie jest to przecież energia odnawialna – trudno wyobrazić sobie kopalnie miedzi, huty czy kontenerowce zasilane wiatrem czy słońcem.
Zazwyczaj energia wbudowana skumulowana w pojeździe stanowi od 20 do 40 procent emisji w całym jego cyklu życia. Hybrydy i pojazdy elektryczne plasują się w górnej granicy tego przedziału, ponieważ są skomplikowanymi urządzeniami. Kilogram stali przyczynia się do emisji około 15 kg CO2, kilogram tworzyw sztucznych, gumy lub miedzi to już około 40-50 kg CO2.
Elektryki stymulują popyt na cenne surowce
Rosnący popyt na auta elektryczne wymaga wydobycia coraz większych ilości niklu, boksytu, miedzi, metali ziem rzadkich, litu, grafitu i kobaltu, potrzebnych głównie do budowy akumulatorów. Wall Street Journal podaje, że na znaczeniu w przypadku produkcji elektrycznych aut zaczną wkrótce zyskiwać także mangan, wanad i molibden.
Tymczasem przemysł wydobywczy należy do najbardziej szkodliwych dla środowiska i ludzi dziedzin gospodarki. Do wydobycia surowców potrzeba ogromnych ilości wody, używane są różne, często szkodliwe chemikalia, np. cyjanki, które przenikają do gleb i wód. Cierpi na tym miejscowe rolnictwo, niszczone są siedliska, zanieczyszczeniu ulega powietrze.
Kobalt na przykład, potrzebny w dużych ilościach do produkcji elektryków, wydobywa się przede wszystkim w Demokratycznej Republice Konga. A kraj ten przeżywa obecnie największy kryzys humanitarny na świecie (szacuje się, że w 2018 roku ponad 13 mln Kongijczyków będzie potrzebować pomocy humanitarnej i ochrony). Nie trzeba dodawać, że w kraju toczonym wojną emisje dwutlenku węgla i inne zanieczyszczenia, podobnie jak niszczenie siedlisk i łamanie praw obywatelskich związane z wydobyciem tego rzadkiego pierwiastka nie podlegają żadnej kontroli. To tylko jeden z wielu przykładów, który pokazuje, że wydobycie surowców zagraża zdrowiu i życiu mieszkańców głównie najbiedniejszych krajów na Ziemi.
Energia zasilająca auta elektryczne pochodzi głównie z węgla
W elektrycznych pojazdach upatruje się szansy na zmniejszenie emisyjności transportu, dlatego rządy na całym świecie w ostatnich latach bardzo intensywnie wspierają ich wdrażanie. Jednakże zwróćmy uwagę, jak bardzo redukcja emisji CO2 zależy od źródła pochodzenia energii elektrycznej, jaką samochody te są zasilane. Zważywszy, że światowy miks energetyczny opiera się obecnie w dwóch trzecich o paliwa kopalne, to auta elektryczne nie wydają się rozwiązaniem doskonałym ze środowiskowego punktu widzenia.
W raporcie „Shades of Green: Electric Cars' Carbon Emissions Around the Globe” z 2013 roku porównano emisje CO2 z samochodów elektrycznych w dwudziestu krajach świata. Według zestawienia najbardziej „ekologiczne” mogą być te auta m.in. w Paragwaju, w Szwecji czy we Francji, ze względu na miks energetyczny tych krajów. Indie, Australia czy Chiny znajdują się po drugiej stronie zestawienia, bo w nich dominującym źródłem energii pozostaje węgiel.
Wiadomo na pewno, że w ciągu całego życia pojazd elektryczny pozwala zmniejszyć zużycie paliw kopalnych. Wiadomo też, że zmniejsza lokalne zanieczyszczenie powietrza. Wydaje się jednak, że wielu problemów – w tym problemu globalnego ocieplenia – elektromobilność dalej nie rozwiązuje. Pewna zmiana dokona się w momencie, gdy światowy miks energetyczny radykalnie się odwróci i przewagę uzyskają w nim odnawialne źródła energii.

Dziennikarz