- W Polsce działa ok. 25 tys. ekologicznych gospodarstw rolnych. Pomimo stosunkowo dużej liczebności branży, skala jej produkcji towarowej jest niezadowalająca - mówił podczas ostatniego posiedzenia Sejmu dr hab. Józef Tyburski, przewodniczący powołanej przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi Rady do Spraw Rolnictwa Ekologicznego. - Dostrzegamy w Polsce rosnący popyt na żywność ekologiczną, ale nie nadążamy z jej produkcją. Zapotrzebowanie pokrywane jest niestety produktami z importu - dodaje.
Prawdziwych ekspertów jak na lekarstwo
Z przeprowadzonej w Sejmie dyskusji wynika, że z dotychczasowego systemu wsparcia rolnictwa ekologicznego korzystali przede wszystkim kontrolerzy, którzy zajmowali się certyfikacją upraw. W Polsce brakuje też wysokiej jakości doradztwa technologicznego. Na rynku sporo jest bowiem firm doradczych, które pomagają w wypełnianiu wniosków, ale rolnikom trudno znaleźć ekspertów znających się na praktycznych aspektach uprawy. Gruntownej wiedzy brakuje także samym producentom, którzy nie zawsze zdają sobie sprawę z korzyści, jakie daje ekorolnictwo. W tym kontekście Rada postuluje rozszerzenie programu nauczania średnich szkół rolniczych o obowiązkowe zajęcia z rolnictwa ekologicznego. Jak twierdzą eksperci, problemem systemowym jest również brak wsparcia dla chowu zwierząt. - Mamy całkiem niezłą produkcję roślinną, ale bez chowu zwierząt rynek nadal będzie kuśtykał na jednej nodze - mówi Tyburski. Zdaniem Rady duży potencjał tkwi w zielonych zamówieniach dla szkolnych stołówek, w których producenci widzą nie tylko szansę na tworzenie lokalnego rynku zbytu, ale też wsparcie w kształtowaniu zdrowych nawyków żywieniowych u młodych ludzi.
Wyprodukować i sprzedać na miejscu
Rozproszonym producentom ekologicznej żywności trudno sprostać oczekiwaniom dużych przetwórni, które wolałyby otrzymywać dużą ilość produktów z jednego źródła. Z powodów organizacyjnych nie chcą często rozmieniać się na drobne i współpracować z lokalnymi producentami. Dlatego - zdaniem ekspertów - należy ułatwić rolnikom możliwość przetwórstwa ich produktów na miejscu, np. odblokowując na ten cel stosowne środki z Program Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW). Lokalne przetwórstwo pomogłoby producentom uniezależnić się od pośredników, którzy sztucznie podbijają ceny i zniechęcają sporą część konsumentów. Kolejną barierą wejścia na rynek, wskazywaną przez ekspertów, jest „mnogość i niespójność” prawa. - Rolnik, który spotyka się z wieloma przepisami, boi się, że jeżeli popełni jakikolwiek błąd, o który nie trudno, zostanie surowo ukarany. Dlatego widzimy potrzebę uproszczenia i stabilizacji systemu - mówi Tyburski.
Wart ponad 800 mln zł krajowy rynek rolnictwa ekologicznego dopiero raczkuje. Podczas gdy przeciętny Szwajcar wydaje rocznie na żywność ekologiczną 200 euro, Polak przeznacza na ten cel niecałe 2 euro. - Dopóki różnica w cenie pomiędzy produktami ekologicznymi a pozostałymi będzie na poziomie 260 proc., niewiele się zmieni. W krajach o rozwiniętym rynku ekorolnictwa ta różnica wynosi ok. 30 proc. - dodaje Tyburski.
Kamil SzydłowskiDziennikarz, prawnik