
Mowa o projekcie rozporządzenia Ministra Rozwoju i Technologii w sprawie szczegółowych warunków i trybu udzielania wsparcia na projekty inwestycyjne o znaczeniu gospodarczym dla przejścia na gospodarkę o zerowej emisji netto. Jak pisaliśmy, by skorzystać z pomocy trzeba m.in. ponieść nakłady inwestycyjne rzędu 110 mln euro. Kształt zaproponowanego rozporządzenia budzi poważne wątpliwości w branży. Tak wysoki próg dyskwalifikuje polskich graczy.
Dla kogo jest to rozporządzenie?
- Powiem wprost - w ocenie większości polskich producentów, z którymi rozmawiałem, jest to skandal. Promowane są tylko duże inwestycje zagraniczne, również w zakresie kluczowych komponentów. Kwota 110 mln euro wyznaczona jako "limit wejścia" jest zupełnie nieadekwatna do możliwych wartości inwestycji polskich producentów - podkreśla Paweł Lachman, prezes Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła. Wskazuje na przykład producenta regulatorów, będących kluczowym komponentem pompy ciepła. W swoim biznesplanie producent może uwzględnić inwestycję rzędu 5-10 mln zł. Na pytanie, kogo stać na proponowane w rozporządzeniu inwestycje w fabrykę pomp ciepła, odpowiada, że być może 5-6 dużych koncernów, które planują budowę dużych fabryk w Polsce. - Co istotne, Ministerstwo nie realizuje zapowiadanej wcześniej polityki wsparcia polskich przedsiębiorców. Wspiera w tym momencie inwestycje zagraniczne lub inwestycje gigantów energetycznych. Z pewnością nie uda się pozyskać dostępnych środków np. kilku polskim producentom pomp ciepła, żadnemu producentowi kolektorów słonecznych czy producentom komponentów, takich jak parowniki, skraplacze, regulatory itd. - dodaje. Paweł Lachman podkreśla, że mimo chęci dyskusji, projekt nie został skonsultowany z polskimi producentami, choć od początku miał wesprzeć małe i średnie przedsiębiorstwa. - Zapytam retorycznie: które małe lub średnie przedsiębiorstwo jest w stanie podjąć inwestycję na poziomie 500 mln zł? - mówi Lachman.
Z progu płynie podprogowy przekaz
- Nie znam przedsiębiorcy z branży OZE w Polsce, który ma doświadczenie w produkcji – nie w biznesie i na giełdzie, ale w realnej produkcji – i byłby w stanie unieść finansowo i wydatkować 20-30 mln euro na taką inwestycję. Co dopiero mówić o progu 110 mln euro. Dla kogo powstało do rozporządzenie? Jeśli zostanie ono w takim kształcie, ściągniemy do Polski wielkie inwestycje firm japońskich, francuskich, niemieckich czy innych, które owszem, zatrudnią Polaków (i może Ukraińców), ale nie przyczynią się w żaden sposób do budowy polskiego PKB. A polska produkcja pomp ciepła, która stanowi obecnie około 5% rynku po prostu się zamknie – przewiduje Robert Galara, wiceprezes firmy Galmet. Galara podkreśla, że choć wzmocnienie lokalnej produkcji jest długo wyczekiwanym krokiem, nie można tu mówić o wsparciu polskich producentów. Wystarczy spojrzeć na proporcje. Zagraniczne koncerny zapowiadają produkcję np. 100 tys. sztuk pomp ciepła rocznie na początek. Niektóre mają w planach nawet 1,5 mln sztuk rocznie. Dla polskiego przedsiębiorcy wzrost z 1000 szt. do 1500 sztuk rocznie to wielki sukces. Ogółem zaś polscy producenci razem wzięci wytwarzają ok. 10-15 tys. sztuk pomp ciepła rocznie. Potrzebne jest wsparcie, ale na niższym poziomie ryzyka inwestycyjnego.
Nie zaprzepaścić polskiego potencjału
Oburzenia nie kryje też Krzysztof Kołton, prezes zarządu firmy Kołton. - To nie jest rozporządzenie, które mogłoby pomóc polskim przedsiębiorcom. Minimalna kwota inwestycji na poziomie 110 mln euro oznacza jedno: polskie firmy nie są w stanie skorzystać z dofinansowania, które zapisane jest w tym rozporządzeniu. Tego typu inwestycje są w stanie ponieść tylko zagraniczne koncerny, które i tak mają preferencje lokalizacyjne i podatkowe, a do tego kapitał budowany od 100-120 lat - podkreśla. - W Polsce możliwość prowadzenia biznesu mamy od 20-30 lat, wszystko budujemy organicznym wysiłkiem, płacąc równocześnie podatki w Polsce. Mamy fantastycznych naukowców, inżynierów, myśl technologiczną, ale zbudowanie kapitału to praca na lata. Tymczasem państwo zamiast wesprzeć rodzime firmy, to za nasze podatki, polskich firm i obywateli planuje udzielić pomocy publicznej w ogromnych kwotach zagranicznym koncernom - wskazuje, dodając, że rozporządzenie wygląda na wylobbowany przed wyborami zapis, skierowany pod konkretną grupę inwestorów.
Piekarz i piekarnia przemysłowa
Galara obrazowo wskazuje, że sytuacja jest analogiczna do takiej, w której dwuosobowa piekarnia otrzymałaby propozycję pieczenia pieczywa na potrzeby ogólnopolskiej sieci marketów. Tylko szaleniec zaangażowałby się w taki projekt z dnia na dzień, nawet bez ryzyka finansowego (gdy zostanie mu zaproponowany grant finansowy). – Mierz zamiar według sił. Jestem odpowiedzialną osobą, nie mogę zaryzykować 700 miejsc pracy, nie mówiąc o własnym majątku. Jeśli pomoc publiczna trafia z naszych podatków na wsparcie przemysłu, to niech to będzie ten przemysł, który później zwróci tę inwestycję do gospodarki. Na razie propozycja dotyczy firm, które nie zapłacą podatków w Polsce. Te fabryki już się budują, 8-10 nowych wielkich fabryk powstanie w ciągu 2 lat. Nie możemy tu jednak mówić o rozwoju polskiego przemysłu. Krajowi producenci z 5% udziału pomp ciepła w rynku przejdą do udziału 0% w bardzo szybkiej perspektywie. I mówię to bez cienia ironii– konkluduje Galara.
Zabrać ubogim, dać bogatym?
To nie koniec wątpliwości. Krzysztof Kołton nie kryje też zaskoczenia faktem, że o środki będzie można aplikować, wypełniając krótki czterostronicowy formularz. - Przy dotacjach inwestycyjnych ze środków unijnych na kwoty 200-400 tys. zł wypełnialiśmy dziesiątki stron wniosków, a tu ścieżka jest bezprecedensowo prosta. Największe jednak rozgoryczenie wywołuje fakt, że jako firma, ale i przedstawiciele branży podejmowaliśmy próby rozmów z przedstawicielami rządu, wskazujące na potrzeby branży. Rozmowy stanęły na niczym - dodaje. Jeśli chodzi o minimalny pułap otrzymania wsparcia, Kołton postulowałby kwoty 10-krotnie niższe, a także obniżenie maksymalnego progu inwestycji. To środki, które pozwoliłyby np. na budowę kolejnej hali do produkcji pomp ciepła czy postawienie nowej linii produkcyjnej. - Nie ma potrzeby dopłacać bogatym zagranicznym koncernom, które mają środki na własne inwestycje - podkreśla. - Rozporządzenie powinno być skonstruowane tak, aby dać szansę polskim producentom na rozwój, abyśmy mogli zniwelować przepaść możliwości inwestycyjnych, jaka dzieli nas od zagranicznych koncernów. Wygląda na to, że wyniosłe hasła o wpieraniu polskiej przedsiębiorczości pozostają tylko hasłami, a jest robione dokładnie na odwrót – zaznacza.
Redakcja zwróciła się do MRiT z prośbą o wyjaśnienie kwestii dotyczących m.in. trybu konsultacji publicznych ww. projektu rozporządzenia oraz o ustosunkowanie się do zarzutów branży. Będziemy Państwa informować na bieżąco, gdy tylko otrzymamy stanowisko resortu.

Redaktor naczelna, sozolog