Negocjacje Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (ang. Transatlantic Trade and Investment Partnership – TTIP) pokazały jak bardzo unijne prawodawstwo różni się w wielu dziedzinach od amerykańskiego. Zachodzi w związku z tym obawa, że ceną za zniesienie barier w handlu będzie konieczność rezygnacji z wielu ambitnych osiągnięć Unii. Wobec nasilającej się tendencji do ograniczenia unijnej biurokracji Bruksela powinna więc uważać, aby „nie wylać dziecka z kąpielą”. W obszarze ochrony środowiska widać bowiem, że to UE będzie musiała pójść na dalej idący kompromis.
Dwie odmienne koncepcje
Istotna różnica pomiędzy unijnym rynkiem wewnętrznym (także stworzonym w celu znoszenia barier w handlu) a umową TTIP polega na tym, że w tym pierwszym przepisy pozwalają stronom na przyjmowanie w obszarze ochrony środowiska, spraw socjalnych czy zdrowia publicznego standardów bardziej rygorystycznych niż te ogólnie przyjęte pod warunkiem, że są one zgodne z duchem traktatów. Zupełnie inna konstrukcja stanowi natomiast podstawę umowy TTIP. W tym przypadku przyjęcie jakiegokolwiek standardu minimum pomiędzy UE oraz USA oznacza automatycznie, że staje się on we wzajemnych relacjach standardem maksimum.
Bez danych... też będzie rynek?
Przyjęta w 1976 roku amerykańska regulacja - The US Toxic Substances Control Act (TSCA) przewiduje bardzo ograniczone możliwości wpływania przez tamtejszą Agencję Ochrony Środowiska na testowanie substancji chemicznych oraz raportowanie danych dot. produktów. Amerykański system zarządzania chemikaliami obarcza bowiem ciężarem dowodu szkodliwości produktu regulatora (nie zaś przedsiębiorców). To organ regulacyjny musi więc udowodnić, że wykorzystywana przemysłowo substancja chemiczna stwarza zagrożenie dla zdrowia. Oznacza to, że dopóki nie zostanie wykazany negatywny wpływ substancji regulator nie może wymagać od przedsiębiorców dodatkowych danych.
Odmienny reżim odpowiedzialności przewiduje obowiązujący od 2007 r. europejski system REACH (European Regulation on Registration, Evaluation, Authorisation and Restriction of Chemicals). W myśl zasady „bez danych nie ma rynku” (ang. ‘No data, no market') tylko uprzednio sprawdzone i zarejestrowane substancje chemiczne mogą być sprzedawane na rynkach europejskich. Amerykanie od początku obawiali się unijnych restrykcji i barier związanych z próbą wejścia na europejski rynek. Istnieją w związku z tym uzasadnione obawy, że prowadzone w ramach TTIP negocjacje zostaną przez Amerykanów wykorzystane jako pretekst do obniżenia standardów systemu unijnego.
Zdążyć przed wyborami
Nieoficjalnie wiadomo, że obie strony chciałyby zakończyć negocjacje albo przynajmniej zamknąć większość kluczowych tematów jeszcze w trakcie kadencji prezydenta Obamy, która upływa z końcem października. Zachodzi obawa, że nowy prezydent wykaże mniejsze zainteresowanie podpisaniem umowy lub w ogóle nie będzie nią zainteresowany. Najważniejsze jednak, aby presja czasu nie wpłynęła negatywnie na ostateczny kształt samej umowy.
Kamil SzydłowskiDziennikarz, prawnik