
„Czyste Powietrze” – gdzie ten program skręca?
Podczas zorganizowanego w Ministerstwie Klimatu i Środowiska śniadania prasowego, wiceminister MKiŚ Krzysztof Bolesta oraz zastępca prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej Robert Gajda, rozmawiali z dziennikarzami o nowych zasadach „Czystego Powietrza” oraz liście Zielonych Urządzeń i Materiałów. Ważną informacją jest to, że zapewnione zostało finansowanie programu na ten rok, które zostanie pokryte z budżetu FEnIKS oraz KPO(1). Bolesta zaznaczył, że „Czyste Powietrze” nie ma już problemu z płynnością finansową, a jedynie z tempem rozpatrywania wniosków w Wojewódzkich Funduszach Ochrony Środowiska, z czym władze starają się walczyć np. poprzez zatrudnienie nowych pracowników. Do domknięcia całego, przewidzianego przez poprzedni rząd, budżetu programu, brakuje jeszcze 75 mld zł. Nie wiadomo jednak czy kwota zobowiązań nie wyniesie więcej niż początkowo założone 103 mld zł, gdyż, jak mówił Bolesta, rząd zastanawia się nad optymalizacją programu tak, by ten realizował więcej niż jeden cel. Gajda dodał, że należy szukać kolejnych źródeł finansowania, ponieważ kotłów pozaklasowych jest jeszcze dużo i należy je wymienić. Piotr Łyczko, zastępca dyrektora w Departamencie Ochrony Powietrza i Negocjacji Klimatycznych, uzupełnił te słowa wskazując, iż 2,2 mln budynków w Polsce ma kotły poniżej 5. klasy, jako jedyne źródło ciepła.
Nowa odsłona programu, która ma wejść w życie wraz z początkiem 2025 r., to także obowiązkowa termomodernizacja budynków. – Program musi się zmieniać, ale tym razem w konsultacjach – komentuje wiceminister, wspominając o chęci wprowadzenia porozumienia branżowego – tak, jak to miało miejsce w przypadku gospodarki wodorowej. Ważne jest również zapewnienie ze strony ustawodawców o tym, że osoby, które kilka lat temu – gdy było to jeszcze możliwe – w ramach „Czystego Powietrza” zaopatrzyły się w kocioł na węgiel lub gaz, będą chronione przez państwo przed podwyżkami cen.
Bolesta: Wypracowaliśmy kompromis – wszyscy z branży niezadowoleni w równym stopniu
Jeśli chodzi o listę ZUM, władze zaznaczają, iż pozostają w ciągłym dialogu z przedstawicielami branży, którzy pozostają niezadowoleni z jej kształtu. Zapewniają jednak, że mimo obaw producentów, nie przewidują kolejnego przedłużenia terminu certyfikacji (który został już przedłużony do 31 grudnia br.). I choć ta data jest ostateczna, lista nie będzie zamknięta. Bolesta uważa, że „branża musi się dogadać” – jej przedstawiciele powinni wypracować mechanizmy, które pozwolą im współpracować i dzięki temu efektywniej wprowadzać swoje produkty do spisu (na zasadzie „raz jeden, raz drugi”). Wiceminister zapewnił o chęci pomocy firmom w zdobyciu certyfikatów. Wiceszef NFOŚiGW dodaje, że mimo obostrzeń, liczba wniosków o dofinansowanie pomp ciepła w ramach „Czystego Powietrza” wzrosła z 5,5 tys./tydzień do 6,4 tys. w pierwszym po wprowadzeniu zmian tygodniu. Odpowiadając na branżowy sprzeciw wobec kryteriów listy ZUM, które pozostają niespójne z europejskimi standardami, powiedział „wymogi europejskie są takie a nie inne, ale to jest nasz program”. Nie uważa także, że ustalone przez nich standardy mogą umożliwiać nadużycia, gdyż każdy konsument może zgłosić swoje uwagi do konkretnego produktu oraz dokonuje się pełnej jego weryfikacji. Aktualnie na liście znajdują się źródła ciepła, lecz w późniejszym czasie ma być rozszerzona.
Prezesi organizacji reprezentujących 80% polskiego rynku PC
Podczas konferencji „Rynek pomp ciepła po 14 czerwca – głos branży” Paweł Lachman, prezes Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Ciepła (PORT PC) przedstawił niepokoje sektora, mówiąc, że branża pyta m.in. o to, czemu na liście ZUM obecnie brakuje 80% produktów marek, które przez dziesiątki lat budowały rynek pomp ciepła. Stawia pytanie: „Dlaczego nie uznaje się sprawdzonych europejskich standardów i certyfikatów w największym programie europejskim [przyp. red. – „Czyste Powietrze”] (…), a zamiast tego wprowadza się nowe, niesprawdzone procedury, nieprzeanalizowane pod kątem czasu i dostępności?”.
Jak mówił, pomysł stworzenia listy „ZUM” wziął się z potrzeby rynku, który został zalany produktami złej jakości, co spowodowało lawinę negatywnych opinii nt. pomp ciepła w ogóle. Główną ideą była niechęć do finansowania z pieniędzy podatników wspomnianych wadliwych sprzętów. Branża walczyła o listę „dobrych” urządzeń po to, by konsumenci mieli możliwość wyboru sprawdzonych produktów, ale sposób tworzenia jej kryteriów, jak komentował prezes APPLiA Polska Wojciech Konecki, „przeorał rynek na niekorzyść wnioskodawców”. Zauważalnym jego zdaniem problemem jest kwestionowanie wiarygodności europejskich znaków jakości, wśród których niektóre spełniają swoją rynkową rolę nawet od kilkudziesięciu lat, a dodatkowo „używa się certyfikatów [tych, które decydują o wpisie do listy ZUM – przyp. red.] do tego, żeby decydować o rynku”. - Te certyfikaty z kolei decydują o wpisaniu lub niewpisaniu na (…) listę ZUM. Posiadanie produktów na tej liście, decyduje z kolei o finansowaniu w programie „Czyste Powietrze”, a ten program – pewnie w 80% – decyduje o tym, co się później sprzeda, a co nie – opowiada, dodając, że dla konsumenta najważniejsze są trzy rzeczy: jakość, cena i prawo wyboru, a nadzieje związane z ostatnią z wymienionych, ten będzie pokładał w oficjalnej liście promowanej przez rząd. Według Koneckiego, obecny wygląd listy Zielonych Urządzeń i Materiałów może spowodować także bardzo duże straty w zatrudnieniu w fabrykach pomp ciepła.
Czy Polska zostanie „liderką zielonych technologii”?
Według Pawła Lachmana istotne jest to, żeby nie utrudniać inwestorom prowadzenia przedsięwzięć na naszym terenie. Polska może być zarówno inwestorem strategicznym, jak i największym producentem komponentów. Jak mówił Konecki, kraj ma do tego odpowiednie warunki, zarówno ze względu na dobrą lokalizację, jak i wyspecjalizowanych fachowców. Dziś często komponenty są importowane, ale według niego nie musi tak być.
Przedstawiciele branży podkreślili, że celem jest dostosowanie listy ZUM do rzeczywistej oferty rynkowej, tak by zapewniała jak najlepszą jakość produktów i instalacji.
Lachman: Przepisy EPREL są nad wszystkimi przepisami
Na pytanie o scenariusz na przezwyciężenie impasu, którym obecnie dotknięty jest sektor (np. inwestorzy wstrzymali się z podejmowaniem decyzji), Lachman podkreślił, że w tym momencie najważniejszy jest dialog, dodając, że wiedza polskiego rządu na temat znaków jakości była ograniczona. – Nie powinno być tak, że przeprowadzane są tzw. „sądy kapturowe”, gdzie przyjmuje się pewne decyzje na podstawie opinii, tylko [powinno się to robić – przyp. red.] na podstawie wiedzy i rozmów – mówił. Za zadowalający uważa jednak fakt, że mimo niewiedzy i niefortunnych – jego zdaniem – decyzji, ten rząd – w przeciwieństwie do poprzedniego – nie jest przeciwny europejskim znakom jakości. Dlatego za możliwy i potrzebny uważa scenariusz, według którego władze pomagają producentom w zdobywaniu certyfikatów, ponieważ, jak zaznacza, koszty samych badań, jak i corocznych kontroli, wynoszą kilka/kilkanaście tys. euro za urządzenie. Dodaje, że w rządzie nie przeprowadzono kwerendy z przedstawicielami takich instytucji jak HP keymark.
Czytaj też: ETS 2 pomoże pompom ciepła. Branżowe konkluzje na targach ENEX
Prezes przypomniał także, że nie przewidziano czasu, który potrzebny jest na wykonanie badań laboratoryjnych, a według obecnej wiedzy wynosi on ok. 12 mies. To, zdaniem Lachmana, świadczy o tym, iż NFOŚiGW nie przeanalizował skutków wprowadzania nowych wymogów ani tego, jak istotną kwestią są znaki jakości. Wymogów jest natomiast sporo. Przykładowo – HP keymark wiąże się z koniecznością przeprowadzania corocznej kontroli produkcji – nie da się więc oszukać konsumenta. Uważa, że takie audyty są kluczową kwestią, która jest jedną z nieobecnych w kryteriach wyznaczonych przez twórców listy ZUM.
Lachman dodał również, że „skandalicznym” jest dla niego fakt, iż polska lista nie jest w ogóle spójna z bazą EPREL (ang. European Product Registry for Energy Labelling). – Ja znalazłem tam mnóstwo produktów, które na obowiązkowej bazie EPREL powinny się znajdować. Jeśli się nie znajdują, to jest łamane prawo europejskie i to od 2019 r. – mówił. – Proszę państwa, przepisy EPREL są nad wszystkimi przepisami. Za niebycie wpisanym w bazę EPREL grożą w większości krajów kary. W Polsce dostaje się nagrodę w postaci dofinansowania – konkludował. Od początku rozmów dotyczących listy ZUM pojawiały się w nich znaki jakości, jak w niemieckim programie BAFA (Federalny Urząd Gospodarki i Kontroli Eksportu w Niemczech), z pomocą innych kryteriów te jednak zostały „sprytnie pominięte”. Co więcej, Janusz Starościk, prezes Stowarzyszenia Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych, powiedział, że informacje o zmianach dotarły do producentów w połowie marca br., a konsultacje pomiędzy grudniem 2023 r. a marcem br. trwały bez ich udziału. – Wychodziliśmy z założenia, że europejskie znaki jakości są warunkiem wystarczającym, ale nie koniecznym (…). Wychodziliśmy naprzeciw polskim producentom, którzy mają te znaki jakości, bo bez nich nie mogliby sprzedawać na innych rynkach – mówił, zaznaczając zdziwienie, jakiego doznał sektor pomp ciepła, gdy dowiedział się o ostatecznym kształcie i kryteriach listy ZUM. Konecki potwierdził słowa prezesa SPIUG informując o nagłych wzrostach cen badań laboratoryjnych (o 100%) i ustawiających się do nich kolejek (o 1500%).

Koordynatorka redakcji