Prof. dr hab. n. chem., pracownik Wydziału Nauk o Zdrowiu Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego
Teraz Środowisko: Toksykologia środowiska to dość nieoczywisty kierunek studiów w Polsce. Kto jest kształcony na Wydziale Nauk o Zdrowiu?
Lidia Wolska: To prawda, to unikatowy kierunek studiów w Polsce, tymczasem inne kraje obszarem zdrowia środowiskowego zajmują się od lat. Np. w Australii w kierunku zdrowia środowiskowego kształci się od 1934 r., w Polsce Gdański Uniwersytet Medyczny jest pionierem w tej dziedzinie. A wyzwania rzeczywistości wskazują, że jest to potrzebny kierunek kształcenia.
Przygotowujemy kadry wyposażone w wiedzę z zakresu prawa ochrony środowiska, chemii i fizyki środowiskowej, toksykologii, ekotoksykologii czy mikrobiologii środowiska, ale także zarządzania środowiskiem. Wyposażamy w kompetencje potrzebne do pracy w administracji unijnej, państwowej i samorządowej, jednostkach odpowiedzialnych za zdrowie publiczne, epidemiologię, specjalistów ds. ocen oddziaływania na środowisko i w obszarze gospodarczym (specjalistów ds. środowiska, a także ds. BHP).
TŚ: Spektrum działania Zakładu jest szerokie. Wydajecie m.in. atesty higieniczne na materiały i wyroby stosowane w budownictwie, meblarstwie etc. Czy jest zainteresowanie taką atestacją?
LW: Tak, mimo iż formalnie nie jest to już wymóg prawny, to dalej obowiązuje generalna zasada wymogu zapewnienia bezpieczeństwa higienicznego konsumentom. Atesty Higieniczne, z upoważnienia Ministerstwa Zdrowia, wydawane są przez nasz Zakład od 1980 roku i są równorzędne z Atestami wydawanymi przez Zakład Bezpieczeństwa Zdrowotnego Środowiska Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie.
Atest Higieniczny zawiera wymagania, które należy spełnić, aby uniknąć lub wyraźnie ograniczyć niekorzystny wpływ, szczególnie uwalnianych lotnych związków organicznych z materiałów budowlanych i wyposażeniowych na zdrowie użytkowników.
TŚ: A propos związków lotnych. Wspominała Pani, że składowiska odpadów w Wielkiej Brytanii są objęte monitoringiem badawczym jakości powietrza. A w Polsce?
LW: W Polsce nie prowadzi się dedykowanego monitoringu składowisk, jedynie monitoring wymagany przepisami prawnymi. Tymczasem w Wielkiej Brytanii została powołana specjalna Agencja (przyp. red. - Health Protection Agency, Agencja Ochrony Zdrowia), odpowiedzialna za nadzór nad jakością powietrza, która cyklicznie bada składowiska odpadów w kontekście wpływu na zdrowie. Na składowiska trafia bowiem wiele materiałów, które w trakcie rozkładu mogą emitować/emitują zupełnie nowe związki, a celem badania jest m.in. poszukiwanie, identyfikowanie i określanie poziomu ich toksyczności. Dodatkowo, średnio co 5 lat, wykonuje się badania epidemiologiczne wśród okolicznych mieszkańców, w celu zidentyfikowania, czy i w jakiej skali występuje zapadalność na różne jednostki chorobowe oraz czy może pojawiły się nowe, które można powiązać z działalnością składowisk. Jest to więc logiczne i systemowe podejście do kwestii zanieczyszczenia powietrza i odorów emitowanych ze składowisk, a obecnie raczej Zakładów Utylizacji Odpadów.
TŚ: Czy polskie podejście do tematu odorów jest Pani zdaniem satysfakcjonujące?
LW: Nie do końca, ponieważ problem odorów jest tak wielowątkowy, że nie można wszystkich kwestii wrzucać do jednego worka i traktować tak samo. Trzeba je posegregować i podejść w bardziej indywidualny sposób. Proszę zauważyć, że zakłady przemysłowe emitują odory głównie chemiczne, intensywny chów powiązany jest ze specyficznym zapachem, któremu towarzyszy emisja o charakterze mikrobiologicznym. Ale uciążliwości zapachowe mogą pochodzić też z takich źródeł, jak spalarnie kawy, wypiek chleba czy produkcja gorzelniana. Zupełnie inną kategorię stanowią zaś składowiska odpadów i oczyszczalnie ścieków.
TŚ: W Polsce dużym problemem, zarówno środowiskowym, jak i społecznym, są odory emitowane przez fermy hodowlane. Jak rozwiązać tę kwestię?
LW: W projekcie ustawy antyodorowej pojawiła się wycinkowa propozycja, by intensywny chów nie mógł być zlokalizowany bliżej niż 0,5 km od najbliższych zabudowań. Niestety, ten zapis, na którymś etapie procedowania zniknął z ustawy. Z intensywnym chowem zwierząt - patrząc z perspektywy zdrowia publicznego - jest szerszy problem. Otóż naukowcy francuscy wykonali szereg badań, w tym genetycznych, które wykazały obecność superbakterii odpornych na antybiotyki w przewodach pokarmowych kurczaków, które także zostały wykryte u ludzi, którzy je spożywali (badania genetyczne). Co to oznacza? Otóż to, że trzeba się zastanowić, czy tak wyprodukowane jedzenie nie stwarza pewnego problemu zdrowotnego dla ludzi. Powinniśmy rozważyć, czy nie zaproponować właścicielom ferm nowych sposobów hodowania kurczaków – w dłuższych, bardziej naturalnych cyklach. Kontrola Najwyższej Izby Kontroli wykazała, że kurczaki osiągają tak szybki wzrost m.in. dzięki podawaniu im antybiotyków. Niepokojące ilości antybiotyków wykrywa się w warzywach (np. pomidory, papryka) nawożonych ekologicznie i w ściekach oczyszczonych zrzucanych z oczyszczalni do wód powierzchniowych.
TŚ: Jaki płynie z tego wniosek?
LW: Otóż taki, że w naszym środowisku na skutek takiej, a nie innej gospodarki człowieka zachodzi wiele niepokojących zjawisk. Trzeba to widzieć i wyciągać wnioski, myśleć strategicznie i trochę nawet futurystycznie. Tworzyć potencjalne rozwiązania na różne scenariusze zdarzeń. Do tego jednak konieczne są badania naukowe i rzetelne bazy danych.
TŚ: Wydaje się, że Zakład Toksykologii Środowiska jest dość unikatowy ze względu na ambicje, by działać właśnie prewencyjnie…
LW: Staramy się, ale to Państwo Polskie jest gospodarzem tego tematu, dysponuje budżetem i odpowiednimi służbami. W laboratoriach Inspekcji Ochrony Środowiska oznaczane są tylko te substancje, które umieszczone są w rozporządzeniach, a przecież jest wielce prawdopodobne, że w środowisku pojawiły się już nowe toksyczne substancje wpływające zarówno na środowisko, jak i człowieka. Zarządzanie bezpieczeństwem środowiska wymaga rzetelnej wiedzy i środków finansowych. Uważam, że osią naszego rozwoju powinniśmy uczynić dobrą jakość życia ludzi. Zastanawiamy się nad wydumanymi innowacjami, podczas gdy tak elementarne kwestie jak zdrowie publiczne są zaniedbane. Czy ktoś np. w Polsce bada, jaka jest przenikalność przez skórę różnych substancji używanych w kosmetyce? Powinniśmy wiedzieć, które substancje mogą mieć kontakt ze skórą, a które nie. Kogo interesuje mikrobiologia środowiska? Warto stawiać dociekliwe pytania, a od naukowców prowadzących badania mamy prawo oczekiwać odpowiedzi. Nauka jest do tego gotowa, zapotrzebowanie musi powstać po stronie społeczeństwa i Państwa.
I nie chodzi o hamowanie innowacji, a raczej ujawnianie na wczesnych etapach jej wprowadzania zagrożeń jakie niesie, by na czas reagować (właściwie zarządzać zagrożeniami).
Rozmawiała Katarzyna ZamorowskaDyrektor ds. komunikacji