© Mike Mareen
Okazuje się, że projekt nowelizacji ustawy odległościowej nie jest „coraz bliżej”, a „coraz dalej” od wejścia w życie. Zdecydowano, że zaproponowane zmiany w przepisach ograniczających rozwój energetyki wiatrowej na lądzie w Polsce pozostaną w „zamrażarce” Sejmowej do stycznia. Wówczas projekt ma trafić w ręce posłów wraz z zaproponowaną przez rząd autopoprawką do projektu.
Patrz: definicja reguły 10H
Rzecznik rządu Piotr Müller poinformował, że projekt nowelizacji „dzięki wprowadzonej przez rząd autopoprawce” znajdzie się na posiedzeniu Sejmu po Nowym Roku, według obecnego wykazu - 11, 12 i 13 stycznia 2023 r.
Oznacza to właściwie, że kolejny rok - licząc od 2016 roku – sektor onshore musi liczyć się z utrudnieniami w rozwijaniu projektów. Według danych Agencji Rynku Energii, łączna moc zainstalowana w lądowych turbinach wiatrowych sięgnęła poziomu 7 601 MW na koniec października 2022 roku. Branża wiatrowa podkreśla, że na nowe regulacje czekają nie tylko inwestorzy i firmy skupione w łańcuchach dostaw.
- Cała branża, ale też samorządy, mieszkańcy gmin czekają na nowelizację ustawy wiatrakowej, która odblokuje wiatr na lądzie i tym samym zapewni tani prąd dla naszego kraju. Nie udało się dokonać tego w tym roku, ale spodziewamy się, że w 2023 roku zasada 10H zostanie w końcu zliberalizowana. Mam nadzieję, że dojdzie do tego już w styczniu - tego sobie i całej branży wiatrowej życzę na Nowy Rok – mówi w komentarzu dla Teraz Środowisko Janusz Gajowiecki, prezes Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Podkreśla, że uwolnienie pełnego potencjału lądowej energetyki wiatrowej to jedyny sposób na uniknięcie blackoutów i zatrzymanie gwałtownie rosnących cen energii.
- To też budowanie bezpieczeństwa energetycznego i ratunek dla zdrowia i życia Polaków w obliczu zatrważającego poziomu smogu. Potrzebujemy turbin wiatrowych jak najszybciej – a jedynym sposobem jest zmniejszenie odległości minimalnej do 500 metrów. Rząd musi zdać sobie sprawę z tego, że bez taniej energii z odnawialnych źródeł i unijnych środków z KPO polskiej gospodarce grozi krach – dodaje.
Przypomnijmy, że nowelizacja regulacji ograniczających rozwój wiatraków jest jednym z kamieni milowych do osiągnięcia celu wypłacenia potężnych środków na gospodarcze inwestycje w ramach Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO).
Czytaj też: Ponadpartyjne „tak” dla zmiany zasady 10H. Bez 500 m poczekamy na wiatraki nawet 8 lat
MKiŚ zaproponował autopoprawkę do projektu ustawy, która rodzi pytania
Propozycje rządu przedstawione w autopoprawce zakładają, że inwestor wiatrowy udostępni co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej farmy wiatrowej na rzecz mieszkańców miejscowej gminy w ramach tzw. prosumenta wirtualnego. W ten sposób lokalna społeczność będzie mogła objąć udziały w projekcie, zapewniając sobie bezemisyjną energię na własny użytek. Mieszkaniec gminy może zgłosić chęć objęcia udziału w mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej nie większego niż 2 kW na każdy punkt poboru energii. Podpisanie umowy na 15 lat będzie dobrowolne. Prosument wirtualny będzie korzystał z takiego samego modelu rozliczeń, jak klasyczni prosumenci OZE w Polsce. Müller wyjaśnił, że podobne rozwiązania funkcjonują w innych krajach, a sam model jest społecznie sprawiedliwy.
Kolejna korzyścią dla społeczności ma być zmniejszenie kosztów inwestycyjnych dla mieszkańców gmin, którzy planowali samodzielnie podobne inwestycje w OZE.
Paulina Potyra-Kaczerowska, wiceprezes Ambiens, butikowej firmy doradczej działającej m.in. w sektorze energetyki wiatrowej, w odpowiedzi o wstępną ocenę rozwiązań podkreśla, że pierwszą podstawową kwestią jest to, że Polska powinna w trybie pilnym uwolnić możliwość powstawania nowych projektów, a być może w dalszych krokach doprecyzowywać tego typu kwestie.
- Żeby powstał dobry projekt, potrzebny jest dobry permitting [proces uzyskiwania pozwoleń – przyp. red] i jest to fundament, który zabezpiecza wszelkie kwestie środowiskowe i społeczne. Bezpośrednią korzyścią dla wszystkich, nie tylko sąsiadów, jest tani prąd. Czy musimy kupować sobie przychylność sąsiadów? Nie jestem osobiście fanem tego typu rozwiązań, ale trudno tu o stwierdzenia kategoryczne. Partycypacja społeczna nie jest zła z założenia, podobne mechanizmy funkcjonują na kilku rynkach. Jednak tak przedstawione założenia wymagają doprecyzowania, bo rodzą wiele pytań z wielu stron – inwestorów, instytucji finansujących – wskazuje.
Czytaj też: Do Sejmu wpłynął poselski projekt zmian reguły 10H. Koncentruje się na hałasie
Podkreśla, że otwiera się tu „kolejne okienko tematów do analizy”, co, wymaga czasu, aby było „przygotowane mądrze”.
- Dyskutujmy o tym po odblokowaniu 10H. Partycypacja społeczna dotyczy etapu eksploatacji, do którego mamy w tej chwili daleką i niepewną drogę – dodaje.
Branża wiatrowa i eksperci są zgodni co do tego, że na ostateczną ocenę rozwiązania trzeba poczekać do ostatecznej wersji przyjętych zapisów. Na razie trwa oczekiwanie na szczegóły proponowanych regulacji.
Patrycja RapackaRedaktor Więcej treści dotyczących samorządów w zakładce Teraz Samorząd.