Country Manager w Redshaw Advisors Ltd.
Teraz Środowisko (TŚ): Jak ocenia Pan przygotowanie polskich inwestorów do minimalizowania ryzyka finansowego, z jakim wiąże się zakup uprawnień do emisji CO2 na giełdzie? Podczas konferencji CBE Polska pt. „VII Emission&Energy Trading Summit”, która odbyła się 6 lutego br. w Warszawie, przekonywał Pan, że nie jest z tym najlepiej…
Mieczysław Olszewski (MO): Uwolnienie w 2018 r. rynku
TŚ: Czyli odradzałby Pan kupowanie w ostatniej chwili?
MO: Przede wszystkim odradzałbym nonszalanckie podejście, że jeśli np. ciepłownia komunalna przez 5, czy 10 lat radziła sobie z systemem ETS, to teraz też sobie poradzi - bazując na tych samych zasobach, czyli np. zlecając te kwestie osobie od ETS-u czy księgowości. Odpowiem na to: księgowość nie powinna zajmować się giełdą, bo się zazwyczaj na tym nie zna. Trzeba zdawać sobie sprawę, że realia giełdy to konkurowanie z graczami (często starymi wyjadaczami), którzy mają zespoły doradcze (czasem nawet 2-3 niezależne), wielki kapitał i nie obowiązują ich te reguły, które obowiązują instalacje w systemie ETS (tzn. oni nie muszą ani kupić, ani umorzyć do 30 kwietnia). Na 15 lat obowiązywania systemu ETS tylko raz czy dwa razy spadły ceny w kwietniu, a w pozostałych latach poszły do góry. Dlaczego? Bo jak inwestorzy wiedzą, że wszystkie instalacje muszą kupić do końca kwietnia, to grają na zwyżkę - takie jest prawo giełdy.
TŚ: Czy chce Pan przez to powiedzieć, że nie należy wstydzić się pomocy doradczej w tej dziedzinie?
MO: Zdecydowanie, przede wszystkim należy pokonać pewną barierę psychologiczną. Zarządy firm mają wybór – albo zarządzać ryzykiem aktywnie przy pomocy firm polskich lub zagranicznych, albo grać na giełdzie w przekonaniu, że jakoś to będzie, ponosząc pełne ryzyko nietrafionych decyzji finansowych i ryzyko utraty pracy. Faktem jest, że firmy zachodnie objęte systemem ETS już teraz kupują na lata 2021-2022. Tymczasem większość polskich podmiotów kupuje jeszcze na rok 2020, a niektórzy kupują nawet na 2019. Przypominam, że w IV fazie ETS już nie będzie można umorzyć wstecz przydziałów z IV fazy - to bardzo poważna zmiana, z której już dziś warto zdawać sobie sprawę.
TŚ: A jakie ceny Pan prognozuje na 2020 r.?
MO: Średnia z zamknięcia giełdy za 2019 rok to 24,91 euro, a za 2018 r. to 15,80 euro, zaś za początek 2020 to 24,30 euro. Jeśli komuś udało się kupić poniżej średniej, to już jest dobrze (taki wynik broni się przed każdym zarządem czy radą nadzorczą). Jaka będzie średnia w bieżącym roku? Moim zdaniem jest zbyt dużo czynników politycznych i makroekonomicznych, żeby móc z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to będzie np. 26 czy 34, albo 36 euro. Niemniej z prognoz, które opracowujemy w Redshaw Advisors wynika, że w tym pierwszym półroczu 2020 r. będą zniżki z małymi wahnięciami, czyli jeśli ktoś podejmuje decyzje zakupowe za ten rok, to rekomendujemy zakupy raczej w I półroczu aniżeli w drugim. Jeśli zaś chodzi o dłuższą perspektywę całej IV fazy, to fachowcy mówią o tendencji redukcji ceny w połowie czwartej fazy. Dlaczego? Bo źródła OZE będą miały już większy udział w generowaniu energii i ciepła, więc zapotrzebowanie na uprawnienia będzie maleć. Zachęcamy więc do kupowania z wyprzedzeniem, ale nie dalej niż do lat 2025-2026.
TŚ: A jaki wpływ na giełdę w obszarze ETS będzie miał Brexit? Pan, będąc na miejscu w Londynie, pewnie ma informacje z pierwszej ręki.
MO: Brexit wniósł wiele niepewności do wielu dziedzin życia, także do systemu ETS. W Wielkiej Brytanii mówi się o czterech możliwych opcjach. Pierwsza: Anglia zostanie w systemie ETS na dotychczasowych warunkach, ale jest to mało prawdopodobne, bo UK jest bardziej proekologiczna, niż średnia Europy (mając bardziej ambitne plany, chcieliby iść szybciej). Trzeba pamiętać o tym, że normy emisyjności wyznaczone na 2050 r. w Anglii stały się częścią obowiązującego prawa, a to jest coś zupełnie innego niż dobrowolne, polityczne deklaracje, z jakimi mamy do czynienia w przypadku reszty krajów.
Druga opcja, to stworzenie przez Anglików własnego systemu ETS, byłby on kompatybilny z dotychczasowym systemem ETS, i z zachowaniem angielskiej specyfiki - to jest opcja najbardziej prawdopodobna. Trzecia opcja, to totalnie niezależny, własny system ETS – co byłoby niezmiernie kłopotliwe. Czwarta opcja stricte podatkowa została już przygotowana, mianowicie w budżecie na 2019 r. zapisano regulacje mówiące, że na wypadek tzw. twardego Brexitu, obowiązywałby podatek w wysokości 16 funtów za tonę, a te firmy, które do tej pory dostawały darmowe uprawnienia do emisji, byłyby objęte specjalną ulgą podatkową. Czekamy na ogłoszenie pierwszej aukcji brytyjskiej, która ma odbyć się 4 marca – to będzie pierwszy sprawdzian. Wtedy zobaczymy, jak zareaguje rynek na sprzedaż tych zaległych brytyjskich uprawnień za rok 2019 i 2020.
TŚ: Wracając na polski rynek, czy jest duże zainteresowanie ze strony sektora publicznego finansowymi usługami doradczymi i jakiej rady praktycznej mógłby Pan udzielić naszym Czytelnikom?
MO: Na podstawie praktyki naszej firmy mogę potwierdzić, że zainteresowanie jest spore. Najważniejsza rada jest taka, żeby opracować strategie zakupową zmniejszającą ryzyko finansowe. Innymi słowy, nie liczyć na jakieś cudowne spadki, bo primo: może ich nie być, secundo: nawet jeśli będą, to mogą zostać niewykorzystane z powodu braku płynności finansowej w firmie. Lepiej zabezpieczyć się kredytem i w razie spadków na giełdzie, szybko reagować. Rok 2018 był rokiem stałego wzrostu ceny od 7 do 25 euro, aż do momentu gwałtownego spadku ceny aż o 10 euro (z 25 na 15 euro na początku listopada). W większości firmy zauważyły ten spadek, ale nie mogły kupić, bo nie miały zabezpieczonych pieniędzy na ten cel. Niektórzy czekali na dalszy spadek. Ten błąd popełniany jest stale przez wielu prezesów. Tłumaczą to tym, że w taryfie za ciepło, Urząd Regulacji Energetyki zapisał im niższą cenę za CO2 niż ta spadkowa cena na giełdzie. Ale giełda nie konsultuje tego z URE. Cena uprawnień jest bardzo dynamiczna i jest wypadkową wielu czynników, takich jak ceny: węgla, gazu, elektryczności, czynniki makro- i mikro-ekonomiczne, krajowe i unijne decyzje, zachowanie inwestorów, pory roku, terminy giełdowe itd.
TŚ: Czy widzi Pan taką możliwość, by kilka podmiotów np. ciepłowni umówiło się, że będą wspólnie kupować uprawnienia na giełdzie? Na kształt np. wspólnej grupy zakupowej energii elektrycznej?
MO: Oczywiście, wtedy lokalni prezesi musieliby oszacować, ile uprawnień każdemu z nich potrzeba, i miałoby to też walor obniżenia kosztów usługi doradczej, bo rozkładałaby się na wielu. To bardzo dobry pomysł, pod warunkiem, że każdy podmiot gwarantowałby zachowanie dyscypliny finansowej, by zakupy w transzach były możliwe. Tu nie mogłoby być słabego ogniwa, które uniemożliwiałoby zrealizowanie korzystnego zakupu w określonym czasie. Wiem, że wiele instalacji grupowo - czyli taniej - kupuje węgiel. To samo można zrobić z CO2 i powiem więcej, warto to zrobić.
Rozmawiała Katarzyna ZamorowskaDyrektor ds. komunikacji