
Założyciel Instytutu GOZ
Teraz Środowisko: Jaka jest rola biogazowni na drodze do gospodarki o obiegu zamkniętym (GOZ)?
Tomasz Wojciechowski: To, że budujemy biogazownie i mamy ogromne potrzeby w tym zakresie, jest… dowodem na to, że sobie z GOZ nie radzimy. W głównej mierze - z produkcją i konsumpcją żywności. I od tego należy zacząć: zgodnie z hierarchią postepowania, wpisaną w GOZ po wielokroć, najwięcej energii powinniśmy poświęcić na to, by zidentyfikować punkty w łańcuchu dostaw, w których żywność zamienia się w bioodpady i tam intensywnie działać.
Oczywiście, strumienie są specyficzne – jedne doskonałe do kompostowania inne wprost idealne do biogazowni. Szczególnie te pochodzące z produkcji zwierzęcej. Ale nie możemy akceptować bezrefleksyjnie tego stanu rzeczy, bo tu kłaniają się raporty IPCC (definicja), zbierające badania naukowe z całego świata, które wskazują, że intensywna hodowla zwierzęca jest katastrofalna dla klimatu. Powinniśmy jeść i produkować znacznie mniej mięsa. W polskiej mentalności jest to trudne: kiedyś mięsa zakazywała komuna, dziś – „ekoterroryści”. Tymczasem poza światem emocji są twarde dane naukowe. Co więcej, poza emisjami produkcja ta generuje odpady, których strumień powinien być radykalnie zmniejszany.
TŚ: Musimy jednak brać pod uwagę obecne realia.
TW: To są oczywiście warunki brzegowe, działanie na szczycie hierarchii. A teraz rzeczywistość: Polska wytwarza powyżej 12 mln ton odpadów komunalnych, z czego ok. 40% to odpady biodegradowalne. Jesteśmy skrajnie rozrzutni. W tych odpadach jest część kuchenna, mokra, tego, co się zmarnowało albo powstaje z naturalnego procesu przygotowania posiłków, oraz część odpadów zielonych (z ogrodów, parków, trawników) z obsługi terenów zielonych (nawiasem mówiąc: tu pojawia się pytanie o często nadmierne koszenie tych terenów).
Te dwa strumienie powinny być zagospodarowywane dlatego, że pozostawione same sobie, np. na składowiskach, będą się naturalnie rozkładały w procesach beztlenowych z emisją metanu do powietrza. Metanu, który jest gazem cieplarnianym 30-krotnie „silniejszym” niż dwutlenek węgla.
TŚ: Jakie powinny być priorytety zagospodarowania wspomnianych strumieni?
TW: Jeśli nie jesteśmy w stanie przestawić się na gospodarkę zasobooszczędną, powinniśmy zagospodarować to co jest najlepiej jak potrafimy. Idea GOZ mówi, by stosować kaskadowe systemy zagospodarowania biomasy. Produkty poszczególnych przemian powinny być korzystne dla gleby - czyli miejsca, gdzie biomasa została wytworzona. Niezależnie od tego, czy to rośliny leśne, czy uprawne (także wykorzystywane jako pasze) – wszystko rośnie w glebie. GOZ to zawrócenie materii do gleby, w jak najbardziej korzystnej postaci. I – wracając do biogazowni – to wcale nie poferment, a kompost jest dla gleby najlepszy.
Wartościowanie biogazowni i kompostowni – bo w nich możemy zagospodarować bioodpady – zależy od tego, pod jakim kątem patrzymy na zasób materii organicznej. Z punktu widzenia czystego GOZ, wytwarzajmy jak najwięcej substancji regenerujących glebę. A z jakością gleb mamy ogromny problem. Niestety, obserwuję dziś obsesyjne myślenie o energii – czy da się z tego wytworzyć energię, czy nie? Ostatecznie, dochodzące do stanu piromaniakalnego – czy da się coś spalić? Owszem, mamy kryzys energetyczny, ale to nie zmienia faktu, że w kontekście GOZ energia jest elementem dodatkowym.
Jeżeli znajdą się takie technologie przetwarzania masy organicznej, w ramach zielonego obiegu GOZ, gdzie przy okazji można wyprodukować energię – to oczywiście wspaniale. Ale wytwarzanie energii a już w ogóle przez spalanie nie może być głównym celem. Głównym celem jest zawrócenie maksymalnej ilości biomasy do gleby, żeby ją regenerować.
TŚ: Wytwarzanie biogazu względem kompostowania ogranicza jednak emisje gazów cieplarnianych. Czy w takim razie cele GOZ są sprzeczne z celami klimatycznymi?
TW: Tylko, jeżeli wyrwiemy kawałeczek z całego cyklu obiegu materii. Sam proces kompostowania wytwarza dwutlenek węgla, bo mikroorganizmy są organizmami tlenowymi i oddychając rozkładają materię organiczną, jak wszystkie organizmy cudzożywne. Jest to naturalny proces występujący w przyrodzie, dużo bardziej powszechny w środowisku lądowym niż fermentacja beztlenowa. Analizując holistycznie: ogromną część kompostu wprowadzimy do gleby, która dzięki zwiększeniu żyzności radykalnie zwiększa zdolność sekwestracji dwutlenku węgla. Bez gleb nie poradzimy sobie ze zmniejszaniem ilości CO2 w atmosferze. Jeśli myślimy o rewelacyjnych technologiach CCS (ang. carbon capture and storage), to mamy już coś takiego pod ręką: zadrzewienia, dzikorosnące rośliny i żyzne gleby.
Jeśli zakładamy, że w biogazowni mamy metan, który wychwytujemy – to prawda. Tylko potem go znów spalimy. Druga sprawa, z pofermentem też coś trzeba zrobić, bo nie będzie stabilny, dopóki go nie natlenimy. Bez organizmów tlenowych będzie pozbawiony życia. Poferment stały jest pełny organizmów beztlenowych, stąd powinien być poddany procesom stabilizacji tlenowej, żeby zatrzymać wszystkie procesy fermentacji i natlenić go tak, by zaczęły się naturalne procesy glebotwórcze, humifikacji. Takie są zresztą wymogi najnowszego programu dotacyjnego Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dla instalacji przetwarzania selektywnie zbieranych odpadów biodegradowalnych.
TŚ: A jeśli chodzi o osady ściekowe? Można je także poddać spaleniu.
TW: W naturze nie występuje mechanizm spalania czegokolwiek, by wytworzyć energię. To człowiek w neolicie wpadł na ten pomysł. Dziś jednak mamy lata 20. XXI wieku, widzimy skutki intensywnego korzystania z zasobów. Nie spalajmy niczego, a jeśli nie mamy pomysłu, co z tym zrobić – nie wytwarzajmy tego w ogóle.
Osady ściekowe są także jednolitym strumieniem materii organicznym, który powinien trafić z powrotem do gleby. Warunkiem jest oczywiście odwodnienie i ustabilizowanie odpadu. Tu metanizacja ma jak największy sens.
TŚ: Czyli kłania się europejska zasada DSNH (ang. „do no significant harm”, tj. nie czynić poważnych szkód).
TW: Tak i nie. Możemy powiedzieć, że skoro mamy taką gospodarkę jaką mamy, także z bioodpadami, to działajmy tak, by zmniejszyć działanie szkodliwe. I oczywiście, póki produkujemy mnóstwo bioodpadów, to poddawajmy je procesom przetwarzania, także metanizacji, bo to redukuje szkodliwy wpływ.
Co do priorytetów, powinniśmy jednak zastanawiać się nad zmniejszaniem oddziaływania, ale nad regeneracją. Ścieżka fermentacyjna to jedynie zmniejszenie oddziaływania, do regeneracji jeszcze jest tu daleko. Musimy zacząć myśleć, jak wycofać negatywne zmiany, które wprowadziliśmy. Trwa dekada regeneracji ekosystemów, bez charakterystycznego dla niej podejścia podcinamy gałąź, na której wszyscy siedzimy.

Redaktor naczelna, sozolog
