
rzecznik prasowy Polskiego Alarmu Smogowego © Ministerstwo Portretu; senerdagasan
Teraz Środowisko: Nowa unijna dyrektywa ws. jakości powietrza przybliża normy w tym zakresie do rekomendacji Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), jednak nie w pełni. Najwyższe dopuszczalne średnioroczne stężenie pyłu PM 2,5 od 2030 r. wyniesie 10 μg/m3 (zamiast dotychczasowych 20), podczas gdy WHO zaleca 5 μg/m3. Skąd bierze się ta rozbieżność?
Piotr Siergiej: Według badaczy, którzy zajmują się wpływem zanieczyszczenia powietrza na nasze zdrowie i życie, nie istnieje bezpieczny poziom zanieczyszczeń. Oznacza to, że właściwie jedynym zadowalającym poziomem pyłów jest zero. Pamiętając o tej idealnej wartości, wiemy, że jest ona nieosiągalna. To dlatego zarówno rekomendacje WHO, jak i stare oraz nowe normy Unii Europejskiej, stanowią próbę pogodzenia możliwości z potrzebami zdrowotnymi. Normy jakości powietrza są normami arbitralnymi, ustalanymi na zasadzie konsensusu politycznego. W tym przypadku stanowisko musiały wypracować wszystkie państwa Unii Europejskiej. Skoro mówimy o kompromisie - siłą rzeczy - normy nie będą zadowalać wszystkich; to najprostsza odpowiedź. Przyglądając się nowym normom, które mają obowiązywać od 2030 r., widzimy poważny krok naprzód. Można powiedzieć w uproszczeniu, że Europejczycy zyskają dwa razy czystsze powietrze. Oznacza to znaczącą poprawę zdrowia publicznego i stopniowe przybliżenie się do stanu docelowego.
Czytaj też: Nie więcej niż 18 dni z przekroczeniem stężenia PM 2,5. Nowa dyrektywa krokiem w stronę norm WHO
TŚ: Jako Polski Alarm Smogowy, w kontekście przyjęcia dyrektywy, stwierdzacie konieczność intensyfikacji programu Czyste Powietrze. Propozycje podnoszone w debacie publicznej dotyczą m.in zniesienia kryterium dochodowego czy ułatwień w dostępie do ścieżki kredytowej; mówi się również o dokładniejszej weryfikacji wykonawców. W październiku br. rozpoczęły się dotyczące Czystego Powietrza konsultacje społeczne. Co według Państwa zwiększy skuteczność programu?
PS: W 2023 r. do programu złożono 217 tys. wniosków. Ten rok (2024) prawie na pewno będzie lepszy. Liczba wniosków rośnie - i to dobra wiadomość - mamy jednak sygnały o tym, że aplikujący bądź ci, którzy dokonali już inwestycji, dość długo oczekują na refundację wydatków. Pojawiają się skargi - są problemy z odsyłaniem niepoprawnie wypełnionych wniosków, co zajmuje bardzo dużo czasu i budzi frustrację. Jakaś forma usprawnienia urzędowego na poziomie wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej byłaby zatem wskazana. Problem jest istotny; wniosków mogłoby spływać jeszcze więcej, ale musiałyby być sprawniej obsługiwane, a środki - sprawniej wypłacane. Pytanie, czy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) jest przygotowany finansowo do obsługi 400 tys. wniosków rocznie. To także typowy wysiłek urzędniczy, wymagający ludzkiej pracy – jedna osoba jest w stanie przetworzyć określoną liczbę wniosków, a jej wzrost o 30% stanowi istotne obciążenie. Rozwiązania są dwa: zwiększenie liczby osób, które się tym zajmują bądź uproszczenie aplikowania, by urzędnik potrzebował mniej czasu na weryfikację wniosku.
TŚ: Kiedy rozmawialiśmy w kwietniu br., mówił Pan, że szczególnym wyzwaniem będzie docieranie do odbiorców wrażliwych i dotkniętych np. wykluczeniem społecznym czy ubóstwem energetycznym.
PS: Rzeczywiście, im więcej kotłów w Polsce udało się wymienić, tym więcej zostaje niewymienionych (tym większy stanowią problem - przyp.red.), dlatego, że ich użytkownicy nie wiedzieli o takiej możliwości albo nie potrafili złożyć wniosku. Mówimy o osobach pozbawionych internetu, starszych, samotnych czy zamieszkałych w oddalonych i wykluczonych komunikacyjnie miejscach. W ujęciu procentowym problem będzie więc zyskiwał na znaczeniu - im więcej kotłów zostanie wymienionych, tym bardziej wzrośnie odsetek ludzi, którym trzeba będzie pomóc. Gminy staną przed dużym zadaniem. Jako Polski Alarm Smogowy przyglądaliśmy się wymianie kotłów w Krakowie, gdzie nisko wiszące owoce w postaci łatwo dostępnych dotacji do wymiany zostały szybko zerwane, a potem pojawiły się tzw. przypadki trudne. Nie ma tu jednego złotego rozwiązania, ponieważ poszczególne przypadki różnią się od siebie, także geograficznie i regionalnie. Podejście musi być zindywidualizowane.
Czytaj też: Potrzeba co najmniej 6 mld zł rocznie? Przyszłość Czystego Powietrza
TŚ: Potrzeby finansowe Czystego Powietrza są szacowane na 6 mld zł rocznie. Gdzie znaleźć te środki, zwłaszcza po wygaszeniu finansowania z Krajowego Planu Odbudowy (KPO)?
PS: Pieniądze z KPO, jakie zasiliły Czyste Powietrze, mają trafić na obsługę wniosków, które już zostały złożone. Przyglądając się statystykom programu, można zobaczyć, że od początku jego istnienia złożono wnioski na prawie 36 mld zł, wypłacono natomiast niecałe 13 mld zł. Ministerstwo w swoich rachubach musi uwzględniać powstałą lukę pomiędzy wnioskami a wypłaconymi środkami. Wysokość tej luki sięga kilkunastu mld zł. To pieniądze, które zostały zaksięgowane; obserwujemy jednak 5-6 tys. nowych wniosków tygodniowo, jakie spływają do NFOŚiGW – co z nimi zrobić? Mamy zapewnienie wiceministra klimatu i środowiska Krzysztofa Bolesty o zagwarantowaniu 13-14 mld zł na Czyste Powietrze. To dobra zapowiedź - pokazuje bowiem, że program zachowa płynność. Budżety na następne lata muszą sięgać do kolejnych źródeł poza KPO. Bardzo chciałbym zobaczyć plan sięgający 2028 roku, a więc daty, do której program ma funkcjonować – tak, żebyśmy nie usłyszeli w przyszłym roku, że środki są na wyczerpaniu, albo trzeba łatać dziurę innymi metodami.
TŚ: W lipcu opublikowaliście apel o utworzenie Funduszu Czystego Transportu w ramach NFOŚiGW, który wspierałby tworzenie stref czystego transportu. Jakie działania miałyby być z niego finansowane?
PS: Niedawno odbyło się spotkanie w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, na którym przedstawiliśmy zarys tego planu. Resort jeszcze się do niego nie ustosunkował. Uważamy, że należy przeznaczyć środki na wsparcie miast, które będą zakładać strefy czystego transportu, co wiąże się m.in. z obciążeniem finansowym. Wystosowaliśmy całą listę obszarów, które w naszym przekonaniu powinien wspierać Fundusz. Chcielibyśmy zainicjować dyskusję (na temat tego - przyp. red.) czy większy priorytet powinno mieć tworzenie monitoringu stref, zakup nowego taboru autobusów, wsparcie małych firm z samochodami, które będą wjeżdżać do stref czy może dofinansowanie zakupu biletów na komunikację miejską dla mieszkańców, których samochody nie spełniają norm emisyjnych. Mowa o dużych wyzwaniach. W tej chwili w Polsce mamy tylko jedną strefę czystego transportu w Warszawie, niebawem powstanie kolejna w Krakowie, która została opóźniona. Przeciw strefom występuje silny opór tzw. głośnej mniejszości, chociaż w Warszawie strefę popierało ok. 70% mieszkańców. Jedna strefa w kraju wobec ok. 320 w całej Unii Europejskiej to zdecydowanie za mało.
TŚ: Projekt nowelizacji ustawy o elektromobilności, sygnowany przez wiceministra Bolestę, wprowadza obowiązek tworzenia stref czystego transportu w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców, w których normy jakości powietrza są przekroczone.
PS: Nie ma wątpliwości, że strefy czystego transportu powinny istnieć wyłącznie w dużych miastach, w których dochodzi do przekroczenia stężeń tlenków azotu. Wiemy na pewno, że w Polsce jest niewiele stacji pomiarowych, które mierzą te stężenia. Jeśli chodzi o miasta, które obejmie nowelizacja ustawy o elektromobilności, w 2022 r. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska wykazał przekroczenie dopuszczalnych norm NOx w Warszawie, Krakowie, Katowicach i Wrocławiu. Pamiętajmy, że zgodnie z nową dyrektywą, od 2030 r. maksymalne stężenie tlenku azotu, które będzie można tolerować, zmaleje o połowę. Skokowo przybędzie nam wtedy dużych miast, w których występują przekroczenia. Już dziś warto zwiększać liczbę stacji pomiarowych, które zapewnią realny obraz zanieczyszczenia powietrza w ośrodkach miejskich tlenkiem azotu. Dziś tak naprawdę niewiele wiemy na ten temat.
TŚ: Jakie działania w celu ochrony jakości powietrza powinniśmy podjąć przy wdrażaniu dyrektywy o emisjach przemysłowych, przyjętej przez Radę UE w kwietniu br.?
PS: Postulaty, które Polski Alarm Smogowy przedstawiał w liście zadań dla nowego rządu, dotyczyły m.in. zwiększenia skuteczności kontroli zakładów przemysłowych i przedsiębiorców poprzez reformę Inspekcji Ochrony Środowiska, tak żeby mogła natychmiastowo reagować na bezprawne spalanie niebezpiecznych substancji czy podejmować kontrole bez zapowiedzi. Problem przemysłowego zanieczyszczenia powietrza ma zazwyczaj charakter lokalny i dotyczy konkretnych miejscowości, w których funkcjonują dane zakłady. Co ciekawe, nie zawsze nawet wiadomo jakie substancje dany zakład emituje. Zdarzały się sytuacje, w których mieszkańcy protestowali przeciw odczuwalnemu zanieczyszczeniu powietrza, ale wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska nie stwierdzały żadnych przekroczeń. Działo się tak z bardzo prostego powodu – na liście badanych przez nich substancji nie było tych, które emitował dany zakład przemysłowy - problemu więc „nie ma”. Kluczową kwestią jest więc poszerzenie zakresu monitoringu i wprowadzenie nowych norm. W tej chwili dochodzi do poważnych zderzeń między lokalną opinią publiczną, która wychodzi na ulice i protestuje, a instytucjami zajmującymi się badaniem jakości powietrza, niewiedzącymi jak ująć dany problem i pozbawionych narzędzi w tym zakresie.
Czytaj też: Zewnętrzne koszty przemysłowych zanieczyszczeń powietrza. Polska wśród największych trucicieli

Dziennikarz