
- Nowe otwarcie przemysłowe to jedno z największych wyzwań przed jakimi stoi Europa (…) Staje się ono coraz bardziej palące, gdy znajdujemy się na rozdrożu środowiskowej i ekonomicznej transformacji. Jak przemyśleć na nowo naszą gospodarkę i utrzymać jej konkurencyjność, zapewniając finansowanie, innowacje oraz inkluzywny i sprawiedliwy charakter całego procesu? Jakie warunki należy spełnić, aby zielona industrializacja okazała się sukcesem? – otwierając panel dyskusyjny na konferencji „Polityka i wartości” (ang. Policy and values),zorganizowanej 21 listopada br. przez optujące m.in. za sprawiedliwą transformacją stowarzyszenie Pacjent Europa, pytała Joanna Flisowska z European Climate Foundation. Potrzeba zapewnienia kilku niezbędnych kryteriów udanego przebiegu procesu nowego uprzemysłowienia – zarówno środowiskowych, jak i społeczno-ekonomicznych – powracała podczas całej rozmowy, a punkt wyjścia do wszelkich dalszych działań nakreślił wieloletni eurodeputowany z Grupy Zielonych, Philippe Lamberts. – Pierwszym warunkiem, aby zielona transformacja przebiegła pomyślnie i zagwarantowała Europie konkurencyjność, jest to, żeby po prostu w nią uwierzyć. Jeśli będziemy postrzegać ją jako ciężar i narzucanie uciążliwych obowiązków na biznes, zdobycie przewag konkurencyjnych będzie niemożliwe, ponieważ dokonamy jej niechętnie, późno i wyprzedzeni przez innych – stwierdził polityk.
Czytaj też: Musimy postawić na wystarczalność. Społeczny wymiar transformacji i granice planetarne
Zakasać rękawy dla konkurencyjności
Mówiąc o utraconych do tej pory szansach, Lamberts powołał się na przypadek europejskiego sektora motoryzacyjnego. Niechęć kluczowych unijnych graczy z branży do podjęcia rękawicy na polu rozwoju elektromobilności i trwanie na pozycjach sprzyjających utrzymaniu paliw kopalnych doprowadziło do przejęcia rynku przez podmioty z innych części świata. – Dzisiejsi liderzy sektora elektromobilności to amerykańska Tesla i chińskie BYD Auto. Doprowadziliśmy do tego swoim samozadowoleniem – punktował prelegent, mówiąc dalej o potrzebie rewizji głęboko zakorzenionych przekonań nt. polityki handlowej. – Nie możemy dłużej być naiwnymi ogniwami międzynarodowego handlu. Ani Chiny, ani USA nie są otwartymi rynkami, tymczasem w Europie nadal dominuje niemal religijna wiara w to, że nasz własny rynek powinien być dostępny dla każdego – wskazał Lamberts. Polityk opowiedział się za powrotem do protekcjonizmu i ochrony rodzimej wytwórczości, o czym mają świadczyć również pogarszająca się pozycja europejskiego przemysłu stalowego czy branży fotowoltaicznej. – W pierwszej fazie klimatycznej transformacji unijny rynek pozostał otwarty, a równocześnie nasi producenci zostali obłożeni dodatkowymi wymogami. W rezultacie przemysł zaczął wynosić się z Europy, nie rozwiązaliśmy problemów z klimatem, zyskaliśmy za to nowe z konkurencyjnością oraz miejscami pracy (…) Musimy wspólnie zakasać rękawy – na konkurencyjność trzeba zapracować (…) W przeciwnym wypadku Europa pozostanie muzeum, a turystyka nie przynosi dużej wartości dodanej i nie poprawia standardu życia – podsumował gość z Belgii.
Długoterminowe planowanie
Pobudzanie konkurencyjności nie może obyć się bez finansowania, o którym mówiła Katarzyna Szwarc, ekspertka związana m.in. z Grantham Research Institute i była pełnomocniczka Ministra Finansów ds. strategii rozwoju rynku kapitałowego. Według specjalistki, transformacja i dążenia do neutralności klimatycznej pozostają sprawami fundamentalnie politycznymi, a sektor finansowy „nie wykona za nas pracy” w tym zakresie. Szwarc wyszczególniła kluczowe kroki, jakie muszą zostać podjęte po stronie regulacyjnej. – Należy mocniej obłożyć płatnościami negatywne efekty zewnętrzne, tak żeby obniżyć stopę zwrotu z inwestycji dla wysokoemisyjnych i zanieczyszczających branż. Kolejna rzecz to obniżanie ryzyka; za rzadko doceniamy rolę takich instytucji jak banki rozwoju, które mogą wykonać pierwszy krok, za czym podążą następni inwestorzy. Musimy również powrócić do koncepcji długoterminowego planowania – wymieniła. W ocenie prelegentki ostatnia z kwestii pozostaje piętą achillesową Polski, co zdaje się potwierdzać przykład regionów, które nie sięgnęły – bądź zrobiły to w niewystarczającym stopniu – po możliwości, jakie stwarza Fundusz Sprawiedliwej Transformacji.
Dobre miejsca pracy
Perspektywę osób i grup zatrudnionych w poddanych procesowi dekarbonizacji gałęziach przemysłu przedstawiła podczas panelu Corinna Zierold – ekspertka ds. sprawiedliwej transformacji w federacji związków zawodowych pracowników przemysłu IndustriALL. – Postrzegamy reindutrializację jako szansę, nie tylko z powodu takich globalnych zobowiązań jak Porozumienie paryskie, ale również w kontekście podniesienia europejskiej konkurencyjności na światowym szczeblu – mówiła Zierold, odnotowując jednocześnie niepokojące dla związków restrukturyzacje zatrudnienia i utratę miejsc pracy w takich branżach jak produkcja baterii czy turbin wiatrowych. – Opowiadamy się za aktywną polityką przemysłową, która będzie tworzyć dobre i zrównoważone miejsca pracy o wysokiej jakości – dodała. Przedstawicielka strony pracowniczej zaznaczyła przy tym sprzeciw wobec koncepcji promujących deregulację, w jej przekonaniu zagrażającą prawom socjalnym oraz standardom pracy; jak stwierdziła, konkurencyjność nie powinna opierać się wyłącznie na cenach, ale również na jakości. Zierold nawiązała też do luki na rynku pracy, którą można „zasypać” tylko poprzez atrakcyjną ofertę zatrudnienia. – Wiele mówi się o przemysłowym planie Europejskiego Zielonego Ładu, dużo mniej jednak o tym w jaki sposób zachęcić pracowników do podejmowania odpowiednich stanowisk. Nikt nie chce pracować za niskie stawki w ciężkich warunkach i na długich zmianach. Musimy pomyśleć o odpowiednich zachętach – skonkludowała działaczka związkowa.
Czytaj też: 257 mln zł na zatrudnienie po węglu. Konkrety z Wielkopolski Wschodniej
Transformacja dotyczy też godności
Przykładem wymienionych wyżej trendów i związanych z nimi przewidywań podzielił się Jan Bondaruk, zastępca naczelnego dyrektora ds. inżynierii środowiska w Głównym Instytucie Górnictwa. Wypowiadając się przede wszystkim w imieniu sektora badań i rozwoju, ekspert mówił o działaniach na Górnym Śląsku, który w procesie odchodzenia od gospodarki opartej na paliwach kopalnych sięga po środki ze wspomnianego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Jak powiedział Bondaruk, „pieniądze to nie wszystko”; trzeba jeszcze wiedzieć, co z nimi zrobić. Możliwości zagospodarowania unijnego wsparcia w regionach węglowych rozbijają się o brak odpowiednich pomysłów. – Stoję na czele zespołu doradzającego, jak wydawać środki z Funduszu na Górnym Śląsku; głównym problemem jest koncentracja właśnie na wydatkach, zamiast na inwestycjach. Pieniądze są tylko jednym z komponentów; poza nimi należy budować zdolności do podejmowania ryzyka - powiedział.
Specjalista zadeklarował przy tym przywiązanie do budowania silnych łańcuchów wartości oraz raportowania niefinansowego. Pozytywnym symptomem gotowości do zmian na Śląsku ma być z kolei widoczna u lokalnych decydentów świadomość nieuchronności odchodzenia od paliw kopalnych. – Oczywiście dochodzi też do napięć w relacjach ze związkami zawodowymi. Te jednak korzystają z dwóch kanałów komunikacji; oficjalnego, gdzie są nieugięte, oraz drugiego, gdzie przejawiają chęć uczestnictwa w procesie transformacji – wskazał Bondaruk. Wspominając o rozmowach z pracownikami z regionu o węglowej przeszłości w Wielkiej Brytanii, dodał przy tym, że dla zatrudnionych w wysokoemisyjnych branżach sprawiedliwa transformacja jest również kwestią kolektywnego poczucia godności. – Jeśli traktujemy zieloną reindustrializację na serio, powinniśmy rozwijać ją w regionach, które już wcześniej były uprzemysłowione = m.in. ze względu na istniejącą infrastrukturę – podsumował.
Czytaj też: Śląsk szykuje się do transformacji. O szansach na zieloną i sprawiedliwą przyszłość regionu
Uczmy się od Chin?
O zrównoważonym i konkurencyjnym rozwoju gospodarczym UE rozmawiano także podczas kolejnego panelu dyskusyjnego, którego uczestnicy rozważali scenariusze możliwego europejskiego neoprotekcjonizmu. Prof. Adam Noga z Akademii Leona Koźmińskiego mówił o potrzebie wspierania dużych i silnych podmiotów; z kolei Marcin Korolec, prezes Instytutu Zielonej Gospodarki, przewodniczący szczytu COP19 i były minister środowiska, przedstawił się jako jednoznaczny zwolennik wspólnego unijnego długu. – Rynki są ważne, ale ważne jest również odpowiednie wsparcie. Nie możemy pójść tą samą drogą co Amerykanie m.in. dlatego, ze składamy się z 27 państw o bardzo różnej agendzie, co pokazuje m.in. dyskusja o polityce celnej wobec Chin. Powinniśmy jednak zrobić to samo, co zrobili Chińczycy w przemyśle fotowoltaicznym, tj. uczyć się i rozwijać technologie, np. w przemyśle bateryjnym. Do tego jednak potrzeba pieniędzy; wspólny dług jest nie do uniknięcia – argumentował Korolec.
Czytaj też: Jaki przemysł dla Europy? Pytania o industrialne nowe otwarcie

Dziennikarz