
wykładowca prawa międzynarodowego publicznego, w tym międzynarodowego prawa środowiskowego w Boston College Law School © Prawa zastrzeżone
Teraz Środowisko: Czy Inflation Reduction Act (IRA - ogłoszony w 2022 r. program stymulacji amerykańskiej gospodarki m.in. poprzez wsparcie inwestycji w produkcję zielonych technologii i obniżenie kosztów energii – przyp. red.) zawiódł? W europejskiej dyskusji nt. polityki klimatycznej strategia Joe Bidena jest często stawiana za wzór połączenia działań na rzecz klimatu z pobudzaniem inwestycji i zwiększaniem konkurencyjności. Dlaczego nie przełożyło się to na głosy wyborcze?
David Wirth: IRA okazał się sukcesem jako legislacyjny wehikuł, który umożliwił Stanom Zjednoczonym redukcję emisji gazów cieplarnianych i transformację w kierunku gospodarki zeroemisyjnej. Głównym narzędziem są subsydia, prowadzące do przejścia od inwestycji w paliwa kopalne do inwestycji w technologie wodorowe, energetykę słoneczną czy wiatrową. W kampanii prezydenckiej nie poświęcano temu jednak wiele uwagi. Polityka klimatyczna jest polaryzującą kwestią, a stanowiska obojga kandydatów były dla wszystkich jasne. Zakładam, że przemilczenie IRA przez Kamalę Harris było strategiczną decyzją, po to by nie zniechęcić do siebie części wyborców. Pod względem zachęt finansowych dla firm i gospodarstw domowych IRA był jednak bardzo skutecznym aktem prawnym. Stosowane subsydia spotkały się zresztą z niezadowoleniem w Europie, gdzie postrzegano je jako naruszenie zasad wolnego handlu. Krytykę prezydenta Bidena pod tym kątem formułował m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron. Tak jak wspomniałem, nieobecność IRA w kampanii była prawdopodobnie zamierzona, a poglądy Harris na ten temat i tak były szeroko znane.
TŚ: Co w takim razie stało za używanym przez Donalda Trumpa hasłem „drill, baby drill” (wierć, kochanie, wierć – przyp. red.), zachęcającym do zwiększenia inwestycji w wydobycie paliw kopalnych?
DW: Trump kwestionuje zmianę klimatu, a podczas swojej poprzedniej kadencji podjął decyzję o wycofaniu USA z Porozumienia paryskiego; wynika stąd poparcie dla dalszego opierania gospodarki na paliwach kopalnych. Ważne pytanie dotyczy tego czy przy i nowym układzie sił w Kongresie oraz nowej administracji, która odpowiada za wdrażanie przyjmowanego prawa, Inflation Reduction Act przetrwa. Być może jest zbyt wcześnie, żeby o tym przesądzać, ale istnieją poważne powody, do obaw, że znaczna część IRA będzie zagrożona.
TŚ: Według tegorocznego raportu Międzynarodowej Agencji Energii, zielone technologie odpowiadają za 4% globalnego wzrostu PKB. Czy USA nie boi się, że zmniejszenie skali inwestycji w tym obszarze, doprowadzi do spadku konkurencyjności – zwłaszcza w stosunku do Chin?
DW: Mówimy o wyścigu, w którym poza USA i Chinami biorą udział również inne rynki, w tym takich państw rozwijających się, jak Indie czy Brazylia. Spadek pozycji Stanów Zjednoczonych to kolejny z potencjalnych kosztów odrzucenia polityki klimatycznej Bidena. Zmiana klimatu jest zjawiskiem globalnym, a stężenie gazów cieplarnianych prowadzi do takich samych rezultatów zarówno w Nowym Jorku, jak w Warszawie albo Pekinie. Globalny jest również rynek zielonych technologii.
Zapowiadający prezydenturę Trumpa program Project 2025 zapowiada wiele inicjatyw deregulacyjnych. Równocześnie wiele części kraju, w tym te popierające Trumpa, skorzystało z zielonych inwestycji wspartych w ramach IRA. Być może ta dynamika doprowadzi do pewnego zbliżenia. Nie jest też jasne, jak na środowisko wpłynie polityka gospodarcza nowego prezydenta, a zwłaszcza częstsze wykorzystanie taryf celnych. Nieuchronnie wywołają one środki odwetowe ze strony partnerów handlowych, w tym naszych sojuszników. W przewrotny sposób może to doprowadzić do utraty dostępu do rynków dla branż, które stoją dziś u progu globalnej konkurencyjności.
Czytaj też: Za 6 lat OZE mają spełniać połowę zapotrzebowania na energię elektryczną. IEA o rozwoju sektora
TŚ: Jak powiedział Tasneem Essop z Climate Action Network, „kryzysu klimatycznego nie obchodzi, kto zasiada w Białym Domu”. Jak ewentualne kolejne wycofanie się USA z Porozumienia paryskiego odbiłoby się na celu zatrzymania wzrostu średniej temperatury na poziomie 1,5 st. C w porównaniu z epoką przedprzemysłową?
DW: Raz to już się wydarzyło; ze względu na obowiązujący okres przejściowy, USA nie było stroną Porozumienia paryskiego przez kilka miesięcy. Choć Porozumienie odgrywa kluczową rolę jako narzędzie międzynarodowej współpracy w zakresie działań na rzecz klimatu, nie jest jedynym instrumentem w tym obszarze. Polityka klimatyczna w USA często jest prowadzona na poziomie stanów, które ze statusem obserwatora uczestniczyły w spotkaniach stron Porozumienia i przyjęły własne stanowe strategie klimatyczne oraz cele związane z redukcją emisji gazów cieplarnianych. W Massachusetts, gdzie mieszkam, regulacją stanową jest „Ustawa o rozwiązaniach w zakresie globalnego ocieplenia”, której skuteczność została potwierdzona w ważnym orzeczeniu stanowego Sądu Najwyższego. To samo dotyczy poziomu samorządów lokalnych, polityki miejskiej czy trzeciego sektora. Wszystkie te organizmy, od stanów przez samorządy i miasta po organizacje pozarządowe, pozostaną aktywnymi uczestnikami procesów zainicjowanych w Porozumieniu paryskim. Od formalnych zapisów, które oczywiście też mają znaczenie, ostatecznie bardziej liczą się faktyczne działania, a te nie znikną w chwili ewentualnego wystąpienia. Z pewnością ranga Porozumienia paryskiego znacznie wykracza poza sferę symboliczną, na szczęście jednak można je postrzegać jako część szerszego pakietu rozmaitych działań zmierzających do przeciwdziałania zmianie klimatu.
TŚ: Czy potencjalne wycofanie nie zadziałałoby jednak zniechęcająco dla innych państw? Jakich konsekwencji wyboru Donalda Trumpa możemy spodziewać się już na rozpoczynający się niebawem szczycie COP29?
DW: Znowu można w tym miejscu odwołać się do dotychczasowych doświadczeń. Prawo międzynarodowe nie działa na zasadzie karania, ale angażowania, dlatego zakładam, że pozostałe państwa będą dalej starać się włączać Stany Zjednoczone do globalnych działań na rzecz klimatu. Tak jak wspomniałem, dużo możliwości spoczywa po stronie pomniejszych aktorów, zwłaszcza stanów oraz władz samorządowych. Tzw. wkład ustalony na poziomie krajowym (ang. Nationally Determined Contribution – NDC) przyjęty podczas prezydentury Joe Bidena mówi o celu redukcji emisji o 50-52% do 2030 r. w porównaniu z poziomami z 2005 r. Zdecentralizowany charakter USA sprawia, że wiele z działań na rzecz redukcji nie musi odbywać się na poziomie federalnym.
Czytaj też: Efektywność energetyczna i magazynowanie energii kluczowe dla redukcji emisji. IRENA o NDCs
TŚ: Jakie konsekwencje dla środowiska naturalnego w USA mogą się wiązać z prezydenturą Trumpa? Co zakłada program Project 2025?
DW: Lisa Friedman, dziennikarka „New York Times”, podsumowała i wymieniła po kolei wszystkie 100 regulacji środowiskowych, które poprzednio wycofał Trump. Prawdopodobnie czeka nas ponowny odwrót w tym zakresie; administracja Bidena w ramach IRA wspierała rozmaite działania na rzecz środowiska, Trump zapowiada z kolei falę deregulacji poprzez znoszenie obostrzeń, które są postrzegane jako utrudnienia w prowadzeniu działalności gospodarczej. W 2020 r. administracja Trumpa złagodziła wymogi National Environmental Policy Act – naszej „środowiskowej konstytucji”, tak aby przyśpieszyć procedury zezwoleniowe dla inwestycji w takich oddziałujących na klimat sektorach jak wydobycie węgla, ropy naftowej i gazu.
O przyszłości poszczególnych przepisów będą rozstrzygać również Kongres oraz sądy. Poparcie dla znoszenia regulacji środowiskowych jest bardzo prawdopodobne w senacie, po sądach tez nie można spodziewać się wiele dobrego w tej kwestii. Sytuacja jest niewesoła i jako społeczeństwo obywatelskie będziemy szukali sposobu na przetrwanie nadchodzących czterech lat, tak żeby nie zaprzepaszczono środowiskowych ram, które w wielu obszarach występują co najmniej od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Występuje tu „pamięć mięśniowa”, która przetrwała na poziomie instytucjonalnym, również w legislaturach i sądownictwie stanowym. Ponownie więc, bardzo dużo będzie zależeć od konkretnych stanów.
TŚ: Jakie działania centralnej administracji mogą być blokowane na poziomie stanowym? Energetyka odnawialna przeżywa dynamiczny rozwój także w tradycyjnie republikańskich stanach, takich jak Teksas.
DW: Dobra polityka klimatyczna jest również dobrą polityką gospodarczą. Inwestycje w energetykę wiatrową, słoneczną czy technologie wodorowe po prostu się opłacają niezależnie od tego czy popiera się Republikanów czy Demokratów. USA ma potencjał, aby zostać globalnym liderem na rynku zielonych technologii, co ma znaczenie również w kontekście rosnącej rywalizacji z Chinami, o której wiele mówi Donald Trump. Być może zauważając rolę zielonych technologii na polu konkurencyjności, nowy prezydent dostrzeże również ich korzystne efekty dla portfeli pracowników czy kondycji rynków finansowych. Gospodarka oparta na paliwach kopalnych jest nie tylko „brudna”, ale również grozi jej stagnacja. Sektory związane z zielonymi technologiami tworzą nowe miejsca pracy i wiążą się z licznymi innowacjami. Możemy powrócić na pozycje, które już zajmowaliśmy; Stany Zjednoczone były np. liderem w obszarze elektromobilności, rozwijanej m.in. przez współpracującego z Trumpem Elona Muska. Polityczny spór i polaryzacja wokół zagadnień klimatycznych to bardzo niefortunne czynniki, mam jednak nadzieję, że zarówno Republikanie, jak i Demokraci, będą szukać sposobów na przekroczenie tych podziałów. Trump wykazuje dosyć wyraźną otwartość na prowadzenie polityki przemysłowej, która, działając na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego, jest przeciwstawiana pozostawieniu wszystkiego w rękach wolnego rynku; jeśli zielona energia będzie dalej opłacalna, być może zostanie do tej polityki włączona.
Czytaj też: Odbudowa przemysłu czy dywersyfikacja dostaw? NZIA a fotowoltaika
TŚ: Jak w USA wygląda aktualny poziom inwestycji w odnawialne źródła energii?
DW: Inwestycje w OZE wyraźnie się zwiększają, ponieważ technologie stają się coraz tańsze i bardziej konkurencyjne. Inflation Reduction Act został zaprojektowany tak, żeby zapewnić poszczególnym technologiom czas na „rozruch”, który zawsze jest najdroższym etapem rynkowej ekspansji dowolnego produktu. Należało m.in. znaleźć nowe rynki dla samochodów elektrycznych, czy przezwyciężyć pewne trudności o stricte technologicznym charakterze. Kiedy zostają one pokonane, bariera wejścia dla inwestorów jest znacznie niższa.
TŚ: Rozmawialiśmy m.in. o przeciwdziałaniu zmianie klimatu; jakie działania w USA podejmuje się na polu adaptacji do jej skutków?
DW: W 2024 r. we Florydę uderzyły dwa huragany; zmiana klimatu oczywiście znacząco podnosi ryzyko oraz częstotliwość występowania takich ekstremalnych zjawisk pogodowych. Częścią adaptacji jest oczywiście wsparcie finansowe dla osób poszkodowanych, ale również mądre planowanie przestrzenne, które ograniczy straty. Powołano federalny program ubezpieczeń powodziowych; prywatni ubezpieczyciele już dawno wycofali się z takich usług, ponieważ ryzyko wystąpienia powodzi jest trudne do oszacowania. Program wprowadza również standardy w zakresie budownictwa, które mają zachęcać obywateli do podejmowania odpowiednich, ograniczających ryzyko, decyzji. Adaptacja to jednak dużo więcej niż reagowanie na katastrofy, które już się wydarzyły. Mieszkam w Bostonie, mieście poważnie zagrożonym podnoszącym się poziomem morza. Tereny zabudowane sięgają blisko Boston Harbor, czyli naturalnego portu i części Zatoki Massachusetts. Śródmieście już dziś bywa okresowo zalewane. Być może nowe budynki będą musiały być stawiane na wzniesieniach, potrzebujemy jednak też ponownego przemyślenia całej gospodarki przestrzennej, tak aby nie musieć za każdym reagować na powodzie. Wiemy z całą pewnością, ze będą one nie tylko częstsze, ale również bardziej dotkliwe.
Czytaj też: PAN: prawdopodobieństwo katastrof i straty związane ze zmianą klimatu będą rosnąć

Dziennikarz